Ewa Miller-Stefańska - Św. Katarzyna - cz. 5

Płomienne pragnienie
Życie mistyczne św. Katarzyny stanowiło całkowicie o tym, kim była i jaka była. Odkąd tylko weszła na ścieżkę świętości, na ścieżkę wiodącą do zjednoczenia z Bogiem, wszystko inne było dla niej jedynie dodatkiem. To płomienne pragnienie, jak sama je określała, było jedyną rzeczą, która nadawała kierunek jej dążeniom tak w modlitwie, jak i w działaniu. Pozwoliła swojemu Oblubieńcowi kształtować się na Jego podobieństwo i Bóg uczynił ze swojej służebnicy jedną z najpiękniejszych swoich ikon. Doprowadził św. Katarzynę do takiej doskonałości, że bez wahania i oporu mogła mówić z Nim jednym głosem: „Io voglio!”, czyli „Ja chcę!”. Takie zjednoczenie woli z wolą Bożą możliwe jest tylko na samych szczytach świętości.

Gdyby wziąć pod uwagę to, co sama pisała, a mianowicie, że Pan Bóg udziela się człowiekowi z taką samą doskonałością, z jaką ten Go poszukuje i pragnie, to ona pragnęła Boga i dążyła do Niego z prawdziwą doskonałością.

Elementy życia duchowego według św. Katarzyny
Autorka Dialogu zostawiła nam między innymi przejrzystą naukę dotyczącą rozwoju duchowego człowieka. Jej doktryna opiera się na kilku jasnych zasadach, którymi należy się kierować na drodze ku doskonałości. Jednym z najbardziej elementarnych praw jest, według niej, nieustanne poznawanie siebie i poznawanie Boga, a także nabywanie cnót i rozwijanie ich w sobie.

„Jeśli chcesz dojść do doskonałego poznania i rozkoszowania się Mną, Życiem wiecznym, oto droga: Nie wychodź nigdy z poznania siebie i trwaj uniżona w dolinie pokory; poznasz Mnie w sobie, a z poznania tego wydobędziesz to, czego ci potrzeba i co dla ciebie jest konieczne”.

Dzięki coraz lepszemu poznawaniu siebie i swojej kondycji duchowej, człowiek odkrywa swoją małość, ograniczenia, wady, słabości, grzeszność i nicość. Natomiast dzięki poznawaniu Boga, odnajduje prawdziwą Miłość, nieskończoność i najwyższą Prawdę oraz niepojętą dobroć i miłosierdzie, które uzmysławiają mu konieczność nawrócenia i wzrastania w cnotach. Jest to bowiem jedyny sposób, by złączyć się z Najwyższym.

Św. Katarzyna wszystkich, którzy chcą wejść na drogę doskonałości, nakłania do poważnej pracy nad sobą poprzez rozwijanie w sobie cnót. Jej nauka o cnotach jest prosta i zrozumiała. Cnotą najważniejszą, z której biorą się pozostałe, jest miłość. „Rzekłem ci, że miłość daje życie wszystkim cnotom, gdyż żadna cnota nie może istnieć bez miłości; cnotę nabywa się przez czystą miłość do Mnie”. Każdą cnotę zdobywa się dzięki miłości Boga, a ta sprawdza się w realizowaniu miłości bliźniego. „Oznajmiłem ci, że tak każdą cnotę, jak każdy grzech, spełnia się za pośrednictwem bliźniego”. Pierwszym bliźnim dla każdego człowieka jest on sam, a w dalszej kolejności inni ludzie. Poprzez okazywanie miłości bliźniemu możemy rozwijać w sobie wszystkie cnoty, a każda cnota wzrasta i umacnia się poprzez walkę ze swoim przeciwieństwem, a więc z analogiczną do niej wadą. Św. Katarzyna powtarzała też wielokrotnie, że, pomimo to iż najważniejszą cnotą jest miłość, każdy człowiek został obdarowany cnotą, która dominuje u niego nad innymi. U jednego może to być pokora, u drugiego męstwo, u innych jeszcze sprawiedliwość, roztropność, umiarkowanie czy cierpliwość.

Święta tłumaczy, że cnoty doskonalą się, kiedy zwycięsko przechodzą przez liczne próby, jakie stanowią dla nich przeciwieństwa, wady. Pokorę ćwiczy się przez doznawanie na sobie czyjejś pychy, cierpliwość przez starcie z niecierpliwością, roztropność w konfrontacji z czyjąś głupotą itd. Jeśli mamy tę świadomość, inaczej podchodzimy do piętrzących się przed nami problemów, cierpień i trudności. Po pierwsze, można do nich nabrać odpowiedniego dystansu, a co za tym idzie, nie dać się zdominować przeciwnościom losu, nie pozwolić zepchnąć się w beznadzieję, ale dojrzeć je z właściwej, Bożej perspektywy i wykorzystać dla własnego dobra, czyli duchowego wzrostu.

Etapy życia duchowego – nauka o „moście”
W jednym z rozdziałów Dialogu autorka zawarła objawioną jej alegorię, dotyczącą rozwoju życia duchowego człowieka. Bóg przekazał jej tę naukę w symbolu mostu łączącego upadłą ziemię z niebem grzesznych ludzi z Bogiem.

„Most ten, którym jest Jednorodzony Syn mój, ma trzy stopnie: dwa zostały zrobione na drzewie najświętszego krzyża, a trzeci wtedy, kiedy uczuł wielką gorycz, bo dano Mu do picia żółć i ocet.

W tych trzech stopniach poznasz trzy stany duszy, które wyjaśnię ci poniżej.

Pierwszym stopniem są stopy, które oznaczają uczucie: bo jak stopy noszą ciało, tak uczucia noszą duszę. Stopy przybite stanowią dla ciebie stopień, abyś mogła dosięgnąć boku, który objawia ci tajemnicę serca. Tak wznosząc się na stopach uczuć, dusza zaczyna kosztować miłości serca, utkwiwszy oko intelektu w otwartym sercu Syna mojego, gdzie znajduje doskonałą, niewysłowioną miłość”.

Most ów wiedzie przez rzekę, która oznacza tu ludzką grzeszność, nieuporządkowaną miłość i zmysłowość.

„Tą wodą zdradliwą są rozkosze i zaszczyty świata. Dla tych, którzy nie ugruntowali swej miłości na skale, lecz umieścili ją, przez nieuporządkowaną miłość, w rzeczach stworzonych, kochając je i posiadając poza Mną, są one niby woda, która ustawicznie mija. Tak samo człowiek mija jak rzeka. Zdaje mu się, że mijają rzeczy stworzone, które kocha, a to on przecież ustawicznie płynie ku kresowi życia. Chciałby się zatrzymać, to jest swoje życie i rzeczy, które kocha, aby nie mijały, znikanie.

Albo śmierć każe mu opuścić to, co ukochał, albo moje zrządzenie odbierze mu przed czasem rzeczy stworzone. Nie może ich zachować”.

Kto nie decyduje się na przejście mostem, pozostaje w rzece i żyje pośród grzechu. Nie chce reagować na żadne napomnienia i wezwania do nawrócenia. Święta Katarzyna nazywa takich ludzi głupcami. I tak, jak nauczał Tomasz z Akwinu, stwierdza, że grzech jest czymś, co w istocie nie istnieje, a więc każdy, kto pozostaje w grzechu staje się „sługą i niewolnikiem nicości”.

Zatwardziali grzesznicy, ci, którzy utknęli w rzece, są bardzo słabi, gdyż poczynają grzech śmiertelny w sercu, rodzą go przez swoje uczynki i tracą łaskę uświęcającą. Bóg jednak wciąż daje im szansę opamiętania się dzięki nieustannym napomnieniom, jakie do nich kieruje. Pierwszym takim napomnieniem jest nauka Pisma Świętego i tych, którzy je głoszą. Drugim napomnieniem jest moment tuż przed śmiercią, kiedy – jeśli tylko ktoś się ukorzy i zaufa Bożemu miłosierdziu – może dostąpić zbawienia. Napomnienie trzecie będzie miało miejsce podczas Sądu Ostatecznego, kiedy to Syn Boży przyjdzie w całym swym majestacie. Będzie to już jednak upomnienie kary i dokona się wtedy Boża sprawiedliwość.

Na symbolicznym moście, którym jest sam Chrystus, pierwszym etapem są Jego stopy, które oznaczają stan miłości niewolniczej. Przychodzą tutaj ludzie, którzy dopiero co nawrócili się na Bożą drogę. Czynią to ze strachu przed karą potępienia, a ich nawrócenie jest wciąż bardzo powierzchowne i słabe. Ludzie ci muszą podjąć wytrwałe działania, by postępować w rozwoju duchowym. Czeka ich ciężka walka o życie w łasce. Św. Katarzyna wskazuje, że powinni starać się o trwałą harmonię pomiędzy trzema władzami duszy: pamięcią, rozumem i wolą. Jeśli człowiekowi uda się wytrwać w takiej równowadze, wcześniej czy później umiłuje cnotę i wejdzie na dalszy etap, gdzie przestanie kierować się lękiem przed karą, a będzie dążył do nagrody, jaką jest miłość Boga. W ten sposób z niewolnika zmieni się w wiernego sługę Boga i znajdzie się na drugim stopniu mostu.

Każdy, kto przechodzi do drugiego etapu, którego symbolem jest bok Chrystusa, kocha Boga miłością przyjaciela i staje się wiernym i zaufanym sługą. Miłość tego człowieka jest prawdziwa i szczera, bo nie wypływa ze strachu. Na tym stopniu Bóg nagradza swego sługę nadprzyrodzonymi darami i objawia się mu w jego duszy. Według nauki Kościoła jest to etap prawdziwego doświadczenia mistycznego, który święci opisują jako smakowanie Boga, odczuwanie Go, rozkoszowanie się Nim, poryw czy dotyk Boga.

Jednak mimo tych wszystkich doznań i znacznego zbliżenia się do Boga, człowiek nie jest jeszcze doskonały. Jego przyjacielska miłość wciąż ukrywa zwykły, ludzki egoizm i słabość. Aby mógł postąpić w rozwoju, Bóg zsyła mu kolejne doświadczenie, które polega na „wycofaniu” odczuwania dotychczasowych łask. Nie jest to dosłowne wycofanie, Bóg odbiera tu tylko możliwość odczuwania swojej obecności i innych rozkoszy, jakie człowiek do tej pory otrzymywał. Jedynym sposobem zwycięstwa na tym etapie jest pokorne i ufne wytrwanie w takim ogołoceniu. Człowiek nie może się cofnąć. Ten czas uświadomi mu jeszcze raz jego nicość i słabość. Ma teraz szansę na udowodnienie swojej wierności Bogu. Jest to okres pokornego czuwania i usilnej modlitwy.

Pokonawszy wszelkie przeciwności i własną słabość, trwając w pokorze i na modlitwie myślnej, człowiek przechodzi do trzeciego etapu swego rozwoju duchowego. Bóg dopuszcza go do stanu miłości synowskiej, którą u św. Katarzyny symbolizują usta Chrystusa. Jest to stan, w którym człowiek ściśle jednoczy się z Bogiem. Następuje wówczas pełne ogołocenie z własnej woli i całkowite utożsamienie jej z wolą Boga. Dotyczy to tak chęci, jak i działania.

W tym stanie człowiek z radością przyjmuje i znosi każde cierpienie. Nie przywiązuje wagi do prześladowań i krzywd, jakie zadają mu bliźni. Etap ten jest celem, do którego winien dążyć każdy wierzący w Chrystusa.

Jezus Chrystus Ukrzyżowany, jako centrum życia duchowego
Św. Katarzyna nieustannie podkreślała, że całe życie wewnętrzne winno być skoncentrowane na ukrzyżowanym Chrystusie.

Ona sama w każdej chwili jednoczyła się ze swoim Umiłowanym, cierpiącym Oblubieńcem. Pragnęła całkowicie się do Niego upodobnić, a więc także cierpieć jak On.

Mistyczna droga tej dominikańskiej tercjarki również pod tym względem mieści się całkowicie w teologii życia wewnętrznego Kościoła katolickiego. Podobnie bowiem jak wielu świętych, którzy doszli do doskonałości, z radością dźwigała swój krzyż i zawsze gotowa była współcierpieć z Jezusem. Tego też nauczała swoich uczniów i wszystkich, do których kierowała swoje listy i swoje dzieło życia: Dialog. Była ona tym szczęśliwsza, im więcej mogła cierpieć dla Chrystusa i dla Kościoła. Z takim natężeniem wyglądała możliwości cierpienia, by z Jezusem zbawiać grzeszników, że Bóg, akceptując jej ofiary i je doceniając, obdarował ją łaską noszenia na swoim ciele stygmatów męki.

„«Wiesz już, Ojcze, że ja noszę na swoim ciele blizny Pana Jezusa, dzięki Jego miłosierdziu». Kiedy odpowiedziałem, że mogłem się tego domyślić z jej zachowania się w czasie ekstazy, i zapytałem, jak to się stało, odpowiedziała: «Ujrzałam Pana przybitego do krzyża, jak zbliżał się do mnie otoczony światłem.

Usiłowałam wybiec Mu naprzeciw, podniosłam się. Ujrzałam wówczas, jak z Jego pięciu ran zstępują ku mnie krwawe promienie, kierując się do moich rąk, stóp i serca. Czując, że dzieje się coś tajemniczego, zawołałam: ’Panie, Boże mój, proszę, niech te rany na moim ciele nie będą widoczne’. W czasie, gdy to mówiłam i gdy promienie zamieniły swoją krwawą barwę na lśniącą i w postaci czystego światła dotarły do pięciu miejsc mojego ciała, do rąk, stóp i serca». Zapytałem: «Czy któryś z tych promieni nie dotarł do prawego boku?» «Nie – rzekła – do lewego, prosto do mojego serca. Świetlisty promień, wychodzący z Jego prawego boku, nie poszedł w poprzek, ale prosto»”.

Podziwu godny w tym wydarzeniu jest fakt, że św. Katarzyna podczas ekstazy z taką trzeźwością prosiła Boga, by stygmaty pozostały niewidoczne dla ludzi. Pragnęła współcierpieć ze swoim Oblubieńcem, ale nie chciała być z tego powodu wywyższona przez ludzi. Być może dlatego znamiona męki Chrystusa nie są jedynymi niewidocznymi darami, jakimi została przez Niego wyróżniona. Nosiła przecież na swoim palcu niewidoczny pierścień otrzymany na mistycznych zaślubinach, w piersiach biło nie jej serce, ale serce Jezusa, a tuż przed śmiercią w symboliczny sposób spoczęła na jej ramionach barka – symbol Kościoła.

„Wtedy Pan jej odpowiedział: «Ponieważ porzuciłaś dla Mnie wszelkie próżności i wzgardziwszy rozkoszami ciała, we Mnie samym szukasz rozkoszy swego serca w tym czasie, kiedy inni z twojego domu szukają uciechy w ucztach i przyjemnościach cielesnych, postanowiłem urządzić dla twojej duszy uroczyste święto moich z tobą zaślubin, bo tak jak obiecałem, pragnę poślubić cię w wierze».

Gdy to mówił, ukazała się Najświętsza Dziewica, Matka Jego, św. Jan Ewangelista, chwalebny Apostoł Paweł, św.

Dominik i razem z nimi prorok Dawid z harfą w ręku. Gdy zaczął grać słodką melodię, Boża Rodzicielka ujęła prawą rękę Dziewicy i kierując ją ku swojemu Synowi, prosiła, by zechciał zaślubić w wierze tę oto Dziewicę. Syn Boży, z uśmiechem wyrażając zgodę, wziął złoty pierścień z czterema perłami i przepięknym diamentem pośrodku i włożył go na palec Dziewicy mówiąc: «Zaślubiam cię w wierze, Ja, twój Stwórca i Zbawiciel i dopóki w niebie nie będziesz ze mną odprawiać godów wiecznych, niech ten ślub będzie nienaruszony. A teraz, moja córko, bądź mężna, bez żadnej zwłoki wykonuj wszystko, co zarządzi moja Opatrzność, bo jesteś zbrojna mocą wiary i wszystkie przeciwności szczęśliwie pokonasz». Po tych słowach widzenie skończyło się, ale na palcu pozostała obrączka, widoczna jednak tylko dla niej, a nie dla innych”.

Innym, bardzo głębokim doświadczeniem, którego nie mógł potwierdzić nikt spośród śmiertelników, gdyż dotyczyło ono wyłącznie św. Katarzyny i Boga, była wymiana serc. Opisuje je bł. Rajmund z Kapui, któremu Katarzyna opowiadała o swoich wizjach, gdyż był jej spowiednikiem i zaufanym przyjacielem (zob. s. 141 i nn.).

Ta niezwykła, drobna i prosta kobieta, obdarowana licznymi charyzmatami i łaskami, nie chciała, by cokolwiek odciągało jej uwagę od Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego. Była do Niego podobna także w ogołoceniu się z wielkiej chwały i zaszczytów.

Asceza, wyrzeczenie, pokuta i modlitwa były dla św. Katarzyny większą radością niż sława i popularność, uzyskane dzięki nadzwyczajnym Bożym darom. Jak mało kto znała swoją nicość i nic nie mogło jej odebrać tej świadomości. Św. Katarzyna była o tyle szczęśliwa, o ile cierpiała z Chrystusem i dla Chrystusa.

O roli cierpienia w życiu duchowym napisała także wiele w Dialogu. Można tam między innymi przeczytać: „(...) Skoro ciało nie jest w stanie znieść ciągłego zjednoczenia ze Mną, udzielam się więc duszy przez zjednoczenie, ale już nie przez łaskę czy psychiczne odczucie, jak to bywa na drugim czy trzecim etapie, o czym już wspomniałem. Po takim zjednoczeniu ciało wraca ponownie do odczuwania, które było na ten czas wyłączone. Zawsze po takim zjednoczeniu obdarzam duszę większą łaską, doskonalszym zjednoczeniem, objawieniem mojej wyższej prawdy oraz głębszym samopoznaniem.

Sam też się ukazuję. Dusza natomiast, wracając do swego ciała, to znaczy wracając do stanu, w którym odczuwa swoje ciało, niecierpliwi się, gdyż widzi, że żyje w oderwaniu od zjednoczenia ze Mną i od przebywania z nieśmiertelnymi, którzy oddają Mi chwałę, zamiast tego znajduje się wśród śmiertelników, którzy tak podle Mnie obrażają.

Dusza nie może wtedy znieść zniewagi wyrządzanej Mi przez moje stworzenia. Na tym polega krzyż pragnienia, który nosi. Cierpienie to, złączone z pragnieniem oglądania Mnie, czyni jej życie nieznośnym. Nie skarży się jednak, gdyż jej wola nie jest już jej wolą. Przez miłość stała się ze Mną jednym i nie może chcieć ani pragnąć niczego poza tym, czego Ja chcę.

Pragnąc przyjść do Mnie, jest rada, że pozostaje i trwa w cierpieniu, skoro taka jest Moja wola, aby gorliwiej oddawać cześć i chwałę imieniu mojemu i współdziałać w zbawieniu dusz.

W żadnym wypadku nie jest niezgodna z moją wolą, lecz uniesiona pragnieniem, biegnie, przyobleczona w Chrystusa ukrzyżowanego, przez most Jego nauki, chlubiąc się z hańby i cierpień. Rozkoszuje się cierpieniami, a miara jej cierpień jest miarą jej radości. Im większą znosi udrękę, tym większe znajduje ukojenie dla swego pragnienia śmierci, gdyż pragnienie śmierci łagodzi często mękę, którą odczuwa dusza przez swe związanie z ciałem.

Odtąd słudzy moi znoszą cierpienia nie tylko z cierpliwością, jak w stanie trzecim, lecz chlubią się, że dla imienia mego znoszą liczne udręczenia. Cierpienie jest dla nich radością, brak cierpienia męką. Boją się tylko tego, abym nie zechciał nagrodzić ich dobrych uczynków w tym życiu i aby miła Mi była ofiara ich pragnień. Znosząc udręczenia, które im zsyłam, radują się, że przyoblekają się w cierpienia i hańbę Chrystusa ukrzyżowanego.

Gdyby mogli posiąść cnoty bez cierpienia, nie chcieliby ich. Wolą znajdować swą radość w krzyżu Chrystusa i męką zdobywać cnoty, niż bez trudu dojść do życia wiecznego”.

Inne nadprzyrodzone dary św. Katarzyny
Na wyjątkową popularność tej świętej wpływ mają także inne dary, jakimi Bóg potwierdził swoją szczególną do niej miłość.

Istnieją świadectwa, że ta żyjąca w średniowieczu tercjarka dominikańska, przeżywała liczne ekstazy, lewitacje, że miała dar proroczy, że dzięki jej wstawienniczym modlitwom zostało uzdrowionych wiele osób. Potrafiła też czytać w ludzkich sercach i duszach, miała moc wypędzania demonów, zanotowano także przypadki bilokacji. Całe jej życie obfitowało w cuda, które umacniały i potwierdzały jej posłannictwo i świętość, a także bardzo pomagały w ratowaniu dusz i pozyskiwaniu ich dla Boga.

Jeśli chodzi o ekstazy, to św. Katarzyna wchodziła w nie niemal podczas każdej swej modlitwy. Najczęściej jednak zdarzało się to po przyjęciu Komunii świętej.

Po tym dniu pytał ją spowiednik, co się stało, że przyjmując Komunię świętą była taka zarumieniona? „Nie wiem, Ojcze – powiedziała – jak wyglądałam, ale kiedy przyjmowałam Najświętszy Sakrament z waszych rąk, nie widziałam swoimi zmysłowymi oczyma ani kształtów, ani barw. To, co widziałam, tak mnie do siebie pociągnęło, że wszystko inne wydało mi się śmieciem. I to nie tylko doczesne bogactwa czy cielesne przyjemności, lecz także wszelkie pociechy, nawet duchowe. Dlatego też modliłam się, by Pan odebrał mi moją wolę, a dał mi swoją, co też w swoim miłosierdziu uczynił (podkr. autorki). Rzekł mi bowiem w odpowiedzi: „Oto, słodka córko, daję ci moją wolę, dzięki której będziesz tak umocniona, że odtąd cokolwiek ci się przydarzy, ty pozostaniesz niewzruszona i się nie zmienisz» (podkr. autorki). Co też potwierdziło życie”.

Święta Katarzyna zapytana o te zjawiska, zwłaszcza o ekstazy i lewitacje, wyjaśniała je w ten sposób: dusza, która pozostaje w ciele, nie może jednocześnie wytrzymać całkowitego zjednoczenia z Bogiem, jakiego doświadcza w tych szczególnych momentach. W konsekwencji, w chwilach nawiedzenia przez Boga, przechodzi w stan ekstazy, podczas której zdarzają się również lewitacje, czyli unoszenie się ciała nad ziemią. Tłumacząc rzecz dalej, stwierdziła, że w takich momentach władze człowieka pozostają tak ściśle zjednoczone z Bogiem, że ciało traci jakby normalne czucie i wrażliwość, jest pociągane ku Stwórcy z wielką mocą, aż unosi się ponad ziemię.

Zjednoczenie woli
W doświadczeniu mistycznym św. Katarzyny bardzo mocno zaakcentowane jest całkowite zjednoczenie jej woli z wolą Boga.

Było to dla niej tak pełne uzgodnienie, że nie obawiała się nawet w najbardziej dramatycznych chwilach zawołać stanowczo w imieniu Boga: „Io voglio!”, co znaczy: „Ja chcę!”. Pisało o tym przynajmniej kilku naocznych świadków, między innymi jej syn duchowy, Barducci: „(...) Boży Majestat udzielił swojej Oblubienicy takiej mocy i zezwolił na takie spoufalenie z sobą, że podczas modlitwy nieraz konfidencjalnie mówiła: „Ja tak chcę!”. A kiedy w taki sposób odzywała się do swojego Oblubieńca, było pewne, że odniesie pożądany skutek”.

Najbardziej spektakularnym wydarzeniem, kiedy św. Katarzyna wyrzekła swoje sławetne „ja chcę!”, było ścięcie młodego Tuldo.

„Po chwili nadszedł skazaniec, pokorny jak baranek, a gdy mnie ujrzał, zaczął się uśmiechać. Chciał, żebym uczyniła nad nim znak krzyża. Przeżegnawszy go powiedziałam: «Dalej, śmiało, na zaślubiny, mój miły bracie! Już wkrótce będziesz miał życie, co nie przemija». Schylił się pokornie, ja zaś położyłam jego głowę na pniu i pochyliwszy się nad nim, mówiłam mu o Krwi Baranka. Usta jego wymawiały dwa słowa: Jezus i Katarzyna. Gdy to mówił, przyjęłam jego głowę w moje dłonie i podniósłszy oczy ku Bożej dobroci, zawołałam: „Ja chcę!”.

Wtedy ukazał mi się Bóg-i-Człowiek, widziałam tak wyraźnie, jak się widzi jasne słońce. Przyjmował On krew skazańca do swego przebitego boku i mieszał ze swoją Krwią. Ogień świętego pragnienia, zapalony i przechowywany w duszy tego człowieka, łączył się dzięki łasce z pożarem Bożej miłości.

Przyjąwszy krew oraz pragnienie, Chrystus przyjął duszę i włożył ją do skarbca swego otwartego boku, pełnego miłosierdzia.

Pokazał w ten sposób, że pierwsza Prawda przyjmuje dusze tylko dzięki łasce i miłosierdziu, a nie dzięki jakiemuś innemu działaniu”.

Gdyby nie świadectwa szczególnego zjednoczenia Katarzyny z Bogiem, można byłoby sądzić, iż była kobietą niezrównoważoną i niespełna rozumu. Jednak naoczni świadkowie, spowiednik i konkretne fakty dowodzą, że św. Katarzyna była w istocie tak bardzo oddana Bogu, że Jego wola była jednocześnie jej wolą. Oczywistością było dla niej używanie zwrotu: „Io voglio!”– „Ja chcę!”. Czyniła to z wielką prostotą i pokorą, a Bóg potwierdzał wszystko swoimi znakami.

opr. mg/mg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz