Otóż widziałaś, jak wysoko stoi ten, co doszedł do miłości przyjacielskiej. Wzniósł się od stopni uczucia i doszedł do tajemnicy serca, to jest na drugi z trzech stopni, wyobrażonych w ciele Syna mojego. Rzekłem ci, że przedstawiają one trzy władze duszy, teraz ci wykażę, że oznaczają trzy stany duszy.
Lecz zanim cię doprowadzę do trzeciego, chcę ci wyłożyć, w jaki sposób dochodzi się do tego, by być przyjacielem, jak stawszy się przyjacielem, stać się synem wznosząc się do miłości synowskiej. Potem powiem ci, co czynić stawszy się przyjacielem i po czym poznaje się, że stał się przyjacielem.
Po pierwsze, jak ktoś staje się przyjacielem? Opowiem ci to. Najpierw dusza była niedoskonała, trwając w miłości służalczej, lecz przez ćwiczenie i wytrwałość dochodzi do miłowania uciech i własnej korzyści, znajdując we Mnie radość i pożytek. Tą drogą idzie ten, co pragnie dojść do miłości doskonalej, to jest do miłości przyjacielskiej i synowskiej.
Mówię, że miłość synowska jest miłością doskonałą, bo ona otrzymuje w miłości syna dziedzictwo ode Mnie, Ojca wiecznego. Ponieważ miłość synowska zawiera w sobie miłość przyjacielską, przeto rzekłem ci, że przyjaciel staje się synem. Jak odbywa się ta przemiana? Oto tak.
Każda doskonałość i każda cnota pochodzi z miłości, a miłość żywi się pokorą; pokora wynika z poznania i świętej nienawiści siebie samego, czyli własnej zmysłowości. Kto doszedł do tego, winien trwać i przebywać w celi poznania siebie. Tam dusza pozna miłosierdzie w krwi Jednorodzonego Syna mego. Niech ściąga ku sobie przez swoje ukochanie boską moją miłość, niech ćwiczy się w tępieniu wszelakiej przewrotnej woli, czy to duchowej, czy doczesnej; niech ukrywa się w domu swoim, by płakać, jak uczynił Piotr i inni apostołowie, po zaparciu się Syna mojego (Mt 26,75; Łk 22,62). Ból Jego był jeszcze niedoskonały i trwał niedoskonały jeszcze przez dni czterdzieści, aż do Wniebowstąpienia.
Lecz gdy moja Prawda wróciła do Mnie według człowieczeństwa swego, Piotr i inni apostołowie ukryli się w swym domu, oczekując przyjścia Ducha Świętego, którego obiecała im Prawda moja. Zamknęli się tam ze strachu, bo dusza, póki nie dojdzie do prawdziwej miłości, zawsze się boi. Lecz trwali na czuwaniu, w pokornej i ustawicznej modlitwie, aż poczuli obfitość Ducha Świętego i wtedy pozbywszy się bojaźni poszli i głosili Chrystusa ukrzyżowanego (por. l J 4,18).
Tak dusza, która chciała lub chce dojść do doskonałości, powstawszy z grzechu śmiertelnego i poznawszy znów siebie, zaczyna płakać, z obawy kary; potem wznosi się do rozważania miłosierdzia mego, gdzie znajduje zadowolenie i korzyść. Lecz jest wciąż niedoskonała; i aby doprowadzić ją do doskonałości, po czterdziestu dniach, to jest po tych dwóch stanach, usuwam się od czasu do czasu od niej; nie odbierając łaski, a tylko poczucie mej obecności.
Objawia wam to Prawda moja, gdy rzekła do uczniów: Odejdą i powrócę do was (J 14,28). Wszystko, co rzekła, zwracało się w szczególności do uczniów, a ogólnie i powszechnie do wszystkich ludzi obecnych i przyszłych. Do tych przyszłych, rzekł też: Odejdę i powrócę do was. I tak się stało; kiedy wrócił Duch Święty na uczniów, wrócił On, bo jak ci wyżej powiedziałem Duch Święty nie wrócił sam, lecz przychodzi z mocą moją, z mądrością Syna, który jest jednym ze Mną, i ze zmiłowaniem tegoż Ducha Świętego, który pochodzi ode Mnie, Ojca i Syna. Więc powiem ci, jak działam. Aby dźwignąć duszę z niedoskonałości, odchodzę, pozbawiając ją pociechy, którą przedtem czuła.
Gdy trwała w stanie grzechu śmiertelnego, oddzieliła się ode Mnie, a Ja pozbawiłem ją łaski za jej grzech, gdyż zamknęła drzwi pragnienia. Słońce łaski znikło, nie z winy słońca, tylko z winy stworzenia, które zamknęło drzwi pragnienia.
Lecz dusza poznała znów siebie, uświadomiła sobie ciemności swoje, otworzyła okno i wyrzuciła z siebie zgniliznę przez świętą spowiedź. Wtedy Ja łaską wróciłem do duszy i jeśli dziś odchodzę od niej, nie odbieram jej mej łaski, lecz odczucie mej obecności. Czynię to, by skłonić ją do uniżenia się i do ćwiczenia się w szukaniu Mnie w prawdzie, doświadczać ją w świetle wiary i uczyć roztropności. Jeśli kocha Mnie bezwzględnie, z żywą wiarą i nienawiścią siebie, raduje się nawet w czasie cierpienia, uważając się za niegodną pokoju i spoczynku ducha. To jest drugi z trzech warunków osiągnięcia doskonałości, które Obiecałem ci wyłożyć.
Oto, co czyni dusza, gdy do niej doszła. Czując, że odszedłem od niej, nie ogląda się wstecz, lecz trwa z pokorą w swym ćwiczeniu i przebywa zamknięta w domu poznania siebie. Tam z wiarą żywą czeka przyjścia Ducha Świętego, to jest Mnie, który jestem ogniem miłości. Nie czeka bezczynnie, lecz w czuwaniu i w ustawicznej i świętej modlitwie. Nie tylko w czuwaniu cielesnym, lecz w czuwaniu umysłowym. Aby oko intelektu nie zamykało się, lecz oświecone światłem wiary, czuwało nad wykorzenieniem z nienawiścią próżnych myśli z serca, nad rozbudzeniem uczucia mej miłości, nad poznawaniem, że nie chcę niczego innego, prócz uświęcenia duszy. To wam jest poświadczone przez krew Syna mojego (por. Rz 5,8).
Kiedy oko już czuwa w poznaniu Mnie i siebie, dusza modli się ustawicznie. Jest to modlitwa świętej i dobrej woli; ta ciągła modlitwa nie przeszkadza oddawać się modlitwie aktualnej w czasach przepisanych i określonych nakazem świętego Kościoła.
Oto, co czyni dusza, która odeszła od niedoskonałości i osiągnęła doskonałość. Aby ją osiągnęła, odchodzę od niej, nie łaską, lecz przez odczucie mej obecności.
Odchodzę jeszcze dlatego, aby ujrzała i poznała swój błąd. Widząc się pozbawioną pociechy, czuje zgnębienie, czuje, że jest słaba, bezsilna, niewytrwała i odkrywa korzeń tego w duchowej miłości własnej. Jest to dla niej środek poznania siebie, dźwignięcia się ponad siebie, wstąpienia na stolicę sumienia swego, aby nie dopuścić, by to odczucie nie uległo poprawie. Dzieje się to przez naganę i przez stępienie korzenia miłości własnej nożem znienawidzenia tejże miłości własnej oraz przez pragnienie cnoty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz