103. Kiedy król pokoju, Salomon, wzniósł wieżę libańską dla obrony Jerozolimy zagrożonej ze strony Damaszku, wkrótce pyszny król Babilonu i wróg pokoju począł się srożyć, wysyłając przeciw Jerozolimie swoje wojsko, usiłując ją zniszczyć. Przewidujący i zapobiegliwy król otoczył wieżę obronnymi wałami i tak się działo w jakiś cudowny sposób, że strzały wrogów nie tylko że nie trafiały do celu, ale zawracały i raziły strzelających. Mówię to dlatego, że odwieczny wąż widząc, iż ta dziewczyna zaczyna osiągać wysokie szczyty doskonałości i staje się przyczyną zbawienia nie tylko własnego, ale i wielu innych, i że swoimi zasługami i nauką broni święty Kościół katolicki, z całą złośliwością, używając tysiąca sztuczek, zwrócił się przeciwko niej. Jednakże Pan wielkiego miłosierdzia, który zezwolił na to, by tym wspanialszą koroną przyozdobić swoją Oblubienicę, tak skuteczną duchową zbroją ją ubezpieczył, że z walki więcej uzyskała korzyści niż z pokoju. Natchnął ją myślą, by prosiła Pana o cnotę męstwa, co też czyniła nieustannie przez wiele dni. Łaskawy Inspirator, pragnąc wysłuchać jej wytrwałą modlitwę, tak ją pouczał:
104. „Córko, jeżeli pragniesz zdobyć cnotę męstwa, trzeba żebyś poszła w moje ślady. Ja bowiem chociaż Boską mocą mogłem unicestwić wszelkie duchy zamieszkujące obszary powietrzne, czy innym sposobem je ujarzmić, wolałem jednak dać wam przykład użycia ludzkich środków, mianowicie drogi krzyża, i do niej was przekonać. Jeżeli więc chcecie być zdolni do pokonania wszelkiej wrogiej potęgi, musicie przyjąć krzyż dla waszego pokrzepienia, jak Ja to uczyniłem, według słów mojego Apostoła, że zamiast radości, którą mi obiecywano, przecierpiałem krzyż, tak haniebny i twardy (zob. Hbr 12,2). Więc i wy musicie przyjąć kary i uciski i nie tylko je cierpliwie znosić, ale i dla własnego pokrzepienia umiłować. A one rzeczywiście są źródłem pokrzepienia, bo im bardziej potraficie je znosić dla Mnie, tym więcej upodobnicie się do Mnie, a jeśli przez cierpienia będziecie do Mnie podobni, to według nauczania mojego Apostoła wyniknie stąd niezawodnie, że będziecie ze mną dzielić łaskę i chwałę (zob. 2 Kor 1,7). Przyjmuj więc, córko, ze względu na Mnie słodkie za gorzkie, i gorzkie za słodkie, i nie miej wątpliwości, że potem będziesz pod każdym względem silna". Ona te słowa przyjęła otwartym sercem i odtąd poczęła mieć upodobanie w utrapieniach, do tego stopnia, że żadna rzecz zewnętrzna w tym życiu jej tak nie pocieszała, jak przykrości i cierpienia, bez których by się bardzo źle czuła. By móc ich doznawać, chętnie zniosłaby zwłokę w otrzymaniu korony niebieskiej, wiedziała bowiem, że dzięki temu ta korona będzie wspanialsza.
105. Kiedy Król nieba i ziemi umocnił swoją wieżę solidną nauką, otworzył drogę dla nieprzyjaciół, by przystąpili i spróbowali, czyją zdołają zdobyć. Przystępują bezecne oddziały i usiłują okrążyć ją dokoła i bezbronną zburzyć do gruntu. Zaczynają od pokus cielesnych. Nie tylko wciskają się do wnętrza przez myśli, nie tylko przez senne widziadła, ale także przez zmysłowe zjawy, które przyjąwszy eteryczne ciała, oddziaływały na jej oczy i uszy, niby to w rozliczny sposób jej usługując. Straszną rzeczą jest opisywać te utarczki, ale słuchać o zwycięstwie dla dusz czystych jest rzeczą jak najbardziej miłą. Katarzyna mocno tym pokusom się przeciwstawiała, raniąc ciało żelaznym łańcuchem i wylewając krew. Ponad zwykłą miarę zwiększyła nocne czuwania, tak że prawie zupełnie pozbyła się snu. Jednakże wrogowie nie zrezygnowali z rozpoczętej wojny. Ciała, jak mówiłem, brały z powietrza, przybierały fantastyczne kształty, kłębiły się przed jej oczyma, dawały wyraz swojemu współczuciu dla niej i udzielały różnych rad. Na początku mówiły: „Czemu, biedactwo, tak się znęcasz nad sobą bez powodu? Jaki pożytek odniesiesz z tego zadręczania siebie? Czy myślisz, że długo w tym wytrwasz? Nie możesz tego przedłużać, chyba że chcesz sobie skrócić życie i być samobójczynią. Lepiej dla ciebie będzie skończyć z tym szaleństwem, zanim sama się nie wykończysz. Masz jeszcze dużo czasu, by się nacieszyć światem. Jesteś młoda i szybko twoje ciało odzyska swoją jędrność. Żyj jak inne kobiety, weź sobie męża i wydawaj na świat dzieci, by powiększyć rodzaj ludzki. Chcesz się podobać Bogu? Czy i święte kobiety nie żyły w małżeństwie? Za przykład masz Sarę, Rebekę, Lee, Rachelę. Czemu wybrałaś taki nietypowy rodzaj życia, w którym nie zdołasz wytrwać?".
106. Gdy ci kusiciele te i podobne rzeczy jej mówili, święta Dziewica stale się modliła i polecała swojemu Oblubieńcowi, nakładając na usta wędzidło, dopóki naprzeciw niej był występny (zob. Ps 39,2), i nic nie odpowiadała, chyba tylko wtedy, gdy ją chcieli wyprowadzić z równowagi, by się załamała. Mówiła wtedy: „Ufam Panu Jezusowi, a nie sobie". Poza tym żadnego innego słowa nie mogli z niej wydobyć; trwała wciąż na modlitwie. Nam, którzyśmy z nią rozmawiali, dawała jako podstawową regułę, żebyśmy kiedy najdą nas pokusy, nigdy nie wdawali się w dyskusję z nieprzyjacielem, ponieważ on wciągając nas w rozmowę, będzie chciał nas pokonać swoimi sofistycznymi argumentami. Tak jak wstrzemięźliwa kobieta nie powinna nawiązywać rozmowy z cudzołożnikiem, ale jak najszybciej usunąć się od niego, tak samo i dusza, która czystą miłością związała się z Chrystusem, nigdy nie powinna odpowiadać kusicielowi, lecz w modlitwie zwrócić się do swego Oblubieńca i w Nim złożyć całą swoją nadzieję, dając wyraz swej serdecznej wierności. Dzięki wierze dadzą się pokonać wszelkie pokusy. W taki to mądry sposób ta Pańska Oblubienica walczyła przeciwko Siserze, palikiem ufnej modlitwy przebijając mu skronie (Sdz 4,21). Tymczasem ów wróg, rezygnując z perswazji, przeszedł do innego rodzaju walki. Ukazywał mianowicie obraz kobiet i mężczyzn w sprośny sposób z sobą obcujących, ich obrzydliwe akty i nieprzyzwoite słowa, widok nieznośny dla jej oczu i słuchu. I tak kręcąc się wokół niej, prowokowały ją do udziału w ich obrzydliwościach.
107. O, mój Boże, jaki zamęt wprowadzało to do jej duszy, kiedy zmuszona była nawet zamkniętymi oczami i uszami oglądać i słuchać to, do czego czuła wstręt. Do tej duchowej udręki dołączyła się jeszcze inna. Oblubieniec, który zazwyczaj ją nawiedzał, w miłosierdziu swoim udzielał jej licznych pociech, tym razem był jakby nieobecny, tak widzialnie, jak i niewidzialnie, i nie udzielał jej żadnej pomocy. Stąd też w sercu Dziewicy budził się niemały smutek, jakkolwiek stale nastawiona była na karcenie ciała i modlitwę. Ona widziała dobrze z natchnienia Ducha Świętego potrzebę ostrożności dla uniknięcia zasadzek nieprzyjaciela, o czym mnie i innych pouczała. Przydarza się bowiem często, mówiła duszy miłującej Boga, że kiedy, czy to z własnej winy, czy z podstępu nieprzyjaciela dusza zacznie stygnąć w miłości, a nawet dochodzić do oziębłości duchowej, wówczas widząc się pozbawioną zwyczajnych pociech, opuszcza zwykłe ćwiczenia duchowe, modlitwę, rozmyślanie, lekturę, sakrament pokuty, czym sprawia szatanowi radość, jeśli tak godzi się mówić.
A jemu bardzo zależy na tym, by żołnierz Chrystusowy pozbył się zbroi, którą go zwycięża. Powinien więc zapaśnik Chrystusowy być ostrożny i skoro dostrzeże, że zaczyna wewnętrznie ziębnąć, podjąć swoje zwykłe ćwiczenia duchowe, nic nie opuszczać ani skracać, przeciwnie - jeszcze zwiększyć.
108. Tego owa święta Dziewica, sama pouczona przez Pana, nas uczyła i sama była przykładem. Mówiła do siebie z tą świętą nienawiścią, o której wyżej była mowa: „Czy ty, lichoto, godna jesteś jakichkolwiek pociech? Czy nie jesteś świadoma swoich grzechów? Za kogo siebie uważasz, nieszczęśliwa grzesznico? Jeżeli unikniesz wiecznego potępienia, to czy uważasz, że to zbyt wiele, jeśli piekielne męki będziesz znosiła przez całe życie? Dlaczego z tego powodu masz się smucić? Jeżeli możesz uniknąć kar wiecznych, to na pewno z Chrystusem będziesz się radować na wieki. Czy to dla tych radości wybrałaś służbę dla Niego, czy raczej by na wieki Nim samym się cieszyć? Wstań więc i nie odstępuj w niczym od zwykłych praktyk, owszem, staraj się jeszcze je pomnażać". Takimi to pociskami pokory święta Dziewica raziła pysznego króla Babilonu, a siebie umacniała mową mądrości. Mówiła mi, że takie w jej celi było mnóstwo demonów, widzianych oczyma i nasuwających złe myśli, że była zmuszona na jakiś czas ją opuszczać. Wtedy dłużej niż zwykle przebywała w kościele. Ale i tutaj szły za nią te piekielne zjawy, tyle że tutaj łatwiej je znosiła. I gdyby się to godziło, to za przykładem św. Hieronima biegłaby przez góry i doliny, by uciec od tych obrzydłych potworów i tego, co one wyczyniały. Zawsze jednak, ilekroć wracała do swej celi, napotykała mnóstwo demonów, wypowiadających obrzydliwe słowa i spełniających lubieżne czyny, i napastujących jak uprzykrzone muchy. A ona wtedy uciekała się do modlitwy i tak długo wołała do Pana, aż zelżały te piekielne udręki.
109. Kiedy to trwało tak przez długi szereg dni, raz po powrocie z kościoła zatopiona w modlitwie dostrzegła jakby promień Ducha Świętego, który rozjaśnił jej umysł i wtedy przypomniała sobie, że niedawno prosiła Pana o dar męstwa, a Pan ją pouczył, co jest potrzebne, by ten dar posiąść. I wtedy zrozumiała tajemnicę doznawanych pokus. Rozradowana wewnętrznie, mocno sobie postanowiła, że będzie z ochoczym sercem znosić te pokusy tak długo, jak długo będzie się to podobało jej Oblubieńcowi. Wtedy jeden z demonów, bardziej od innych bezczelny i od innych bardziej niebezpieczny, przemówił do świętej Dziewicy w taki sposób: „Co ty nieszczęsna poczniesz? Czy całe życie spędzisz w takiej mizerocie? My nigdy nie odstąpimy od ciebie, aż do twojej śmierci, aby cię nękać, jeżeli nie będziesz nam uległa". A ona, pomna na otrzymaną naukę, z odwagą odpowiedziała: „Ja wybrałam wszelkie utrapienia jako ochłodę dla siebie, dlatego nie jest mi trudno, owszem przyjemnie te liczne utrapienia znosić dla imienia Zbawiciela, jak długo będzie się podobało Jego Majestatowi". Gdy to powiedziała, cały zbór demonów odszedł ze wstydem, i jakieś wielkie światło z nieba rozjaśniło całą celę, a w tym świetle ukazał się sam Pan Jezus Chrystus przybity do krzyża,
pokrwawiony, taki, jaki przez własną krew wszedł do świętych przybytków. I tak przemówił z krzyża do świętej Dziewicy: „Córko moja, Katarzyno, widzisz, ile wycierpiałem dla ciebie? Niech więc nie będzie ci trudno znosić także coś dla Mnie".
110. Następnie ukazał się jej w innej postaci, już nie jako cierpiący, ale triumfujący, aby ją pocieszyć. A ona za przykładem św. Antoniego rzekła: „Gdzie Ty Panie byłeś, kiedy moje serce było miotane tyloma szkaradzieństwami?". Na to Pan jej odpowiedział: „Byłem w twoim sercu". Na co ona: „Z całym szacunkiem dla Twojej Prawdy, Panie, i Twego Majestatu zapytam jednak: jak mogę uwierzyć, że Ty przebywałeś w moim sercu, kiedy ono było wypełnione ohydnymi i paskudnymi myślami?". Na to Pan: „Czy te myśli i pokusy sprawiały ci radość, czy smutek, upodobanie, czy wstręt?". Wtedy ona: „Najwyższy smutek i wstręt". Pan na to: „Któż zatem spowodował, że ty się smuciłaś, jeśli nie Ja, który ukrywałem się w twoim sercu? Gdyby Mnie tam nie było, owe myśli łatwo by wnikały do twojego serca i ty byś się nimi cieszyła. Natomiast moja obecność wywoływała obrzydzenie do nich. A kiedy chciałaś się ich pozbyć, a nie mogłaś, powodowało to w tobie jeszcze większy smutek. Ale to wszystko Ja sprawiałem. Broniłem twego serca przed wrogami, ukrywając się wprawdzie i pozwalając, byś od zewnątrz była kuszona tyle, na ile to wyjdzie na korzyść twojemu zbawieniu. Ale po upływie czasu przeznaczonego na walkę, wysłałem moje promienie na zewnątrz i wtedy uciekły piekielne ciemności, nie mogą one bowiem znieść światła. A któż, jak nie moje światło, pouczył cię ostatnio, że owe udręki są zbawienne dla ciebie dla nabycia męstwa i że powinnaś je chętnie znosić, jak długo będzie mi się podobało? A ponieważ z całego serca ofiarowałaś się te udręki znosić, dlatego zostały ci odjęte przez ujawnienie się mojej obecności. Nie mam bowiem upodobania w zadawaniu cierpień, ale dopuszczam je w celu mężnego ich znoszenia".
111. „Abyś doskonalej i z większą radością przyjęła to, o czym mówię, posłużę się przykładem mojego ciała. Któż by przypuszczał, że moje ciało, gdy tak wielkich doznawało cierpień i uległo śmierci na krzyżu, a potem leżało martwe, posiadało jednak ukryte w sobie życie, nierozdzielnie z sobą złączone? Nie tylko ludzie postronni czy przewrotni, lecz nawet sami Apostołowie moi, którzy tak długo byli ze Mną, nie mogli w to uwierzyć. Wszyscy stracili wiarę i nadzieję. A jednak chociaż najprawdziwiej moje ciało utraciło życie cielesne, to jednak posiadało w sobie życie bezkresne, dzięki któremu wszystko żyje i dzięki któremu w czasie przed wiekami oznaczonym jego własny duch został zjednoczony z daleko wspanialszym darem nieśmiertelności i nieciępięrtliwości i innych przymiotów, które przedtem nikomu nie były dane. To inne życie, czyli natura Boża zjednoczona z moim ciałem, ukrywało się albo ujawniało swoją moc, kiedy chciało. Teraz zaś, skoro stworzyłem was na obraz i podobieństwo moje, a przyj ąwszy waszą naturę, stałem się do was podobny, nie zaprzestaję was upodobniać do siebie, na ile jesteście do tego zdolni. I stąd to, co dokonało się w moim ciele, pragnę odtworzyć w was samych, dopóki jesteście w drodze. Ty zaś, moja córko, któraś tak dzielnie walczyła nie swoją, ale moją mocą, na tym większą łaskę u mnie zasłużyłaś, dlatego też odtąd częściej i w bardziej zażyły sposób będę ci się objawiał". Tak zakończyła się wizja, a Katarzyna trwała w tak wielkiej słodkości, że byłoby rzeczą śmieszną chcieć ją wyrazić słowem czy piórem. Szczególnej słodyczy doznawała w sercu na wspomnienie cudownych słów, którymi Pan ją nazwał, mówiąc: „córko moja, Katarzyno". Stąd kiedy mówiła o tym spowiednikowi, prosiła, by i on tak ją nazywał, aby ta słodycz odnawiała się w jej sercu.
112. Od tej pory też najświętszy Oblubieniec w tak zażyły sposób z nią obcował, że dla człowieka, który nie wiedział, co było dotąd, wydałoby się to niewiarygodne i śmieszne. Jednakże dla duszy, która skosztowała, Jak Pan jest dobry" (Ps 34,9), jest to nie tylko możliwe, ale także wiarygodne i właściwe. Więc bardzo często ukazywał się jej Pan i dłużej niż dotąd z nią przebywał. Niekiedy była z Nim jego błogosławiona Matka, niekiedy św. Dominik, niekiedy byli razem. Bywali także: Maria Magdalena, Jan Ewangelista, Paweł Apostoł, osobno albo razem, jak Panu się podobało. Najczęściej jednak przybywał sam, bez innych, i rozmawiał z nią w taki zażyły sposób, jak przyjaciel z przyjacielem. Dochodziło do tego, jak mi sama zażenowana mówiła, że odmawiał z nią psalmy, chodząc po pokoju, jak to się zdarza dwu zakonnikom lub duchownym odmawiać oficium. Jakaż niezwykłość, jakiż dziw. A jednak nie powinno ci się, czytelniku, wydawać to niewiarygodnym, jeśli zwrócisz uwagę na to, co wyżej było powiedziane, a także pomyślisz o przepaści Bożej dobroci. Każdemu ze świętych Bóg udziela jakiegoś szczególnego daru, jakim wyróżnią się od innych, by nie tylko we wszystkich świętych, branych razem, ale także w każdym z osobna ukazywała się głębia Jego niezmierzonej wspaniałości, jak to mówi prorok: „Według głębi swej mądrości pomnożyłeś synów ludzkich" (Ps 11,9 wg Wulgaty). Według głębi swej mądrości pomnaża Pan synów ludzkich, bo jak to widać naocznie, każdy człowiek jeden od drugiego w czymś się różni i tak samo każdy ze świętych ma jakąś cechę szczególną, dzięki której jest inny niż reszta. Dlatego nie trzeba się dziwić, jeżeli o kimś mówi się coś takiego, czego nie znajduje się u innych.
113. Ponieważ była tu mowa o psalmach, to chcę, byś wiedział czytelniku, że ta święta Dziewica, jeżeli znała litery, to jej ich żaden człowiek nie nauczył. Jeśli mówię o literach, to nie w tym znaczeniu, żeby umiała mówić po łacinie, umiała jednak głośno czytać. Powiedziała mi sama, że pragnąc odmawiać godziny kanoniczne, zdecydowała się poznać alfabet. Napisała sobie litery i z pomocą towarzyszki próbowała się ich nauczyć. Gdy jednak przez parę tygodni nauki nie dała sobie z tym rady, pomyślała sobie, że dla uniknięcia straty czasu lepiej będzie, jeżeli się zwróci o pomoc do Bożej łaski. Dlatego któregoś dnia rano, klęcząc na modlitwie, powiedziała do Pana: „Panie, jeśli Ci zależy na tym, bym umiała czytać, po to, by śpiewać psalmy w Godzinach Kanonicznych, to Ty sam zechciej mnie nauczyć, bo ja sama nie potrafię; jeśli nie, to bądź wola Twoja. Pozostanę chętnie przy swojej prostocie i czas przez Ciebie dany przeznaczę na rozważania o Tobie". I dziwna rzecz, wyraźny znak działania Bożej mocy. Zanim wstała od modlitwy, potrafiła już czytać litery tak szybko i gładko jak ktoś najzdolniejszy. Ja sam, gdy się o tym przekonałem, wpadłem w zdumienie, zwłaszcza że potrafiła szybko czytać, natomiast gdy zmuszało sieją do sylabizowania, tego nie potrafiła i z trudem rozpoznawała litery. Uważam to za dowód cudownej interwencji Bożej. Zaczęła teraz poszukiwać książki zawierającej psalmy, hymny i wszystko, co związane z godzinami kanonicznymi. Wśród wielu słów, które wypowiadała, szczególnie upodobała sobie i powtarzała aż do śmierci te, którymi rozpoczyna się każda godzina kanoniczna: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu. Panie, pospiesz ku ratunkowi memu". Wypowiadała je w swoim ojczystym języku. Kiedy jej dusza wzrastała w kontemplacji, ustępowały powoli modlitwy ustne i z powodu coraz częstszych ekstaz doszło do tego, że z trudnością mogła odmówić jeden raz Ojcze nasz, bo zaraz wpadała w zachwycenie. Jeśli Pan pozwoli, to dalej opowiemy o tym szerzej. Teraz będziemy kończyć ten rozdział, by w następnym, należącym jeszcze do tej pierwszej części, z pomocą Boża poświęcić więcej uwagi temu tematowi. Wiadomości z tego rozdziału zaczerpnąłem ze słów Katarzyny powiedzianych jej spowiednikom i z jej listów. Mówi w nich niekiedy o tym, co jej się przydarzyło w życiu, ale tak jakby to dotyczyło innych osób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz