41. Po przedziwnym i cnotliwym przeżyciu tych pierwszych jej lat, spodobało się wszechmogącemu Bogu tę latorośl, którą niedawno posadził w winnicy Engaddi (por. Pnp 1,13), podnieść wyżej, by dorównała wysokością cedrom Libanu i by w miejscach wyniosłych rodziła cypryjskie grona. Zezwolił jej nieco zagłębiać się w ziemi, by utwierdzała swoje korzenie i dzięki temu wyżej uniosła swoje gałęzie i na szczycie doskonałości wydała właściwe sobie owoce. Tak ogólnie dzieje się z każdą rośliną: im głębiej zapuści korzenie, tym wyżej w górę wyrośnie. Nie dziw zatem, że niestworzona Mądrość, twórca wszystkiego, pozwala niekiedy swoim świętym popaść w jakieś niedoskonałości, by z tym większą mocą wydźwignęli się w górę, byli bardziej ostrożni, tym gorliwiej i goręcej usiłowali osiągnąć szczyty doskonałości i tym chwalebniej zatriumfowali nad wrogami rodu ludzkiego. Mówię to po to, ponieważ skoro Katarzyna poświęcona Bogu osiągnęła lata właściwe do zamążpójścia, to znaczy około dwunastu lat, według obyczajów tam panujących została zamknięta w domu rodzicielskim, nie było bowiem właściwe, by niezamężne dziewczęta w tym wieku wychodziły z domu. Rodzice i krewni Katarzyny, nie wiedząc o jej ślubie dziewictwa, poczęli zastanawiać się nad kandydatem na męża dla niej. Matka świadoma mądrości swojej córki z góry cieszyła się, że dostanie za zięcia kogoś z możnego rodu, chociaż już dostała kogoś, o kim nawet nie marzyła. W każdym razie zaczęła troszczyć się o zewnętrzny wygląd córki. Zachęcała ją, by częściej myła twarz, układała włosy, usunęła to, co szpeci twarz i szyję, i czyniła to wszystko, co dotyczy kobiecej kosmetyki, by kiedy przyjdą kandydaci na jej męża, byli ujęci jej pięknem. Natomiast ona, żywiąc zupełnie inne zamiary, chociaż przez szacunek dla rodziców nie wyjawiła im swego ślubu dziewictwa, zamążpójściu stanowczo się sprzeciwiła, nie ludziom bowiem, ale samemu Bogu z całych sił pragnęła się podobać.
42. Gdy matka ze zgrozą o tym się dowiedziała, wzięła sobie na pomoc Bonawenturę, swoją zamężną córkę, o której wyżej nie raz była mowa, polecając jej, by siostrę usiłowała przekonać, aby ta według przyjętego obyczaju zadbała o swój zewnętrzny wygląd i uczyniła to, co jej było polecone. Matka wiedziała, że Katarzyna żywiła do Bonawentury szczególną miłość, liczyła więc, że ta ją łatwiej przekona, co też późniejsze wydarzenia potwierdziły. Bóg zezwolił, jak już wyżej wspomniano, by Bonawentura swoimi rozlicznymi zabiegami doprowadziła do tego, że Katarzyna zaczęła się troszczyć, by pięknie wyglądać, chociaż nadal była wierna ślubowi, że nie wyjdzie za mąż. Ten grzech potem na spowiedzi wyznawała z takim szlochem i łzami, jakby popełniła śmiertelną winę. Ponieważ wiem, że wolno mi wyjawić, kiedy Katarzyna jest już w niebie, to zwłaszcza, co służy ku jej chwale, chociaż to było osłonięte tajemnicą spowiedzi, więc odtworzę rozmowę, jaką z nią toczyłem na powyższy temat. Często bowiem odbywała przede mną spowiedź generalną i ilekroć wróciła ta sprawa, nie obywało się bez szlochu i płaczu.
43. Ja zaś świadom tego, że u dusz doskonałych poczytuje się za winę to, co nie jest winą, a chociaż jest mała, tym bardziej boli, to jednak czułem się w obowiązku zapytać ją, czy strojąc się, miała zamiar odstąpić od złożonego ślubu dziewictwa. Odpowiedziała, że nie i nigdy jej to do głowy nie przyszło. Pytałem dalej, czy strojąc się, nie czyniła tego po to, by przypodobać się jakiemuś mężczyźnie czy w ogóle mężczyznom? Odpowiedziała, że nie przypisuje sobie winy, by patrzeć na mężczyzn, chcieć być widzianą przez nich czy pragnąć znaleźć się w ich towarzystwie. Stąd też, gdy terminatorzy ojca, którzy uczyli się u niego sztuki barwienia i u niego mieszkali, znaleźli się w miejscu, gdzie ona była, szybko od nich uciekała, jakby tam były węże, tak że wszyscy się dziwili. Nigdy też nie stawała w oknie czy u wejścia domu, by oglądać przechodniów. Powiedziałem wtedy: „Z jakiego więc tytułu starania, by się ładnie ubrać, miałyby zasługiwać na wieczne potępienie, zwłaszcza jeśli nie ma w tym przesady?". Odpowiedziała, że za bardzo kochała swoją siostrę i wydało jej się, że nawet więcej niż Pana Boga. I stąd tak niepocieszenie płakała i czyniła surową pokutę. Kiedy chciałem ją przekonać, że jeśli w czymś jest jakaś przesada, to gdy nie ma złej czy choćby próżnej intencji, nie jest to przeciwne Bożemu przykazaniu. Wtedy ona: „Panie Boże mój, jakiego to ja mam ojca duchownego, który usprawiedliwia moje grzechy". Potem jednak, występując przeciw samej sobie i zwracając się do mnie, rzekła: „Czy powinno jeszcze, mój ojcze, to biedne i liche stworzenie, które od Stwórcy otrzymało tyle łask, bez trudu i jakichkolwiek zasług zajmować czas w tym butwiejącym cielesnym przyodzieniu i być na pokuszenie jakiego bądź śmiertelnika?". „Ja, rzekła, nie sądzę, aby piekło było wystarczające dla ukarania mnie, gdyby miłosierdzie Boże nie wzięło mnie w obronę".
44. Tu musiałem zamilczeć. Chciałem jednak, by ta rozmowa pozwoliła mi się przekonać, czy Katarzyna ustrzegła się grzechu śmiertelnego przeciwko czystości, to znaczy czy zachowała dziewictwo w duszy i ciele, ale także czy nie popełniła w ogóle czynem grzechu śmiertelnego. Otóż oświadczam w obliczu Boga i Kościoła, że słuchając wielokroć jej spowiedzi, często także generalnej, nigdy nie usłyszałem czegoś, co by było przeciwko Bożym przykazaniom. Chyba tylko to, o czym przed chwilą była mowa, w co ja sam nie wierzę ani chyba nikt rozsądny. Twierdzę także, iż zawsze odnajdywałem ją wolną od grzechów powszednich, mogłem jedynie w jej częstych spowiedziach dostrzec jakieś maleńkie uchybienia. Mogą także potwierdzić nie tylko jej spowiednicy, lecz wszyscy, którzy się z nią stykali, że nigdy, albo bardzo rzadko uchybiła w języku. Cały czas zajęta była modlitwą i kontemplacją albo służbą bliźnim. Snu w ciągu dnia zażywała nie dłużej jak przez kwadrans. Kiedy spożywała posiłek, jeśli to posiłkiem można nazwać, to na swój sposób łącząc go z modlitwą i medytacją, przetrawiając to w umyśle, co od Pana otrzymała. Wiem, na pewno wiem, i oświadczam przed całym Kościołem Chrystusowym, że dla niej było większą karą, z czasów, kiedy ją poznałem, przyjąć pokarm, niż komuś głodnemu go oddać; i większą torturą było dla jej ciała spożycie pokarmu niż cierpienie z powodu wysokiej temperatury. I to była jedna z przyczyn, o czym, o ile Bóg pozwoli, niżej będzie mowa, dlaczego tak bardzo ujarzmiała swoje ciało. Ale jakimiż grzechami mógł być zajęty jej umysł, jeśli zawsze zajęty był Bogiem? Mimo to tak surowo się oskarżała i z takim przekonaniem przypisywała sobie winy, że gdyby spowiednik nie znał jej sposobu życia, byłby skłonny uznać za prawdziwe jej rzekome wykroczenia, które często należałoby uznać za zasługi. Zrobiłem tę dygresję, drogi czytelniku, po to, byś jeśli dostrzeżesz u tej świętej Dziewicy jakies uchybienie, uświadomił sobie równocześnie, że dzięki łasce Bożej na pewno wynikło stąd jakieś dobro.
45. Wróćmy jednak do właściwego tematu. Bonawentura, ponawiając swoje nagabywania, by Katarzyna zadbała o kobiecą toaletę, nie osiągnęła jednak tego, by ta skierowała swoje uczucia do mężczyzn czy choćby dobrowolnie pozwoliła im na siebie patrzeć, chociaż duch modlitwy i kontemplacji nieco w niej osłabły. Jednakże wszechmogący Pan, nie dopuszczając do tego, by Jego Oblubienica w jakikolwiek sposób oddaliła się od Niego, usunął radykalnie przeszkodę, która stała na drodze do jej zjednoczenia z Bogiem. Otóż Bonawentura, jej siostra i kusicielka do marności, w niedługim czasie miała rodzić, poród jednak był trudny i ona zmarła, chociaż była jeszcze młoda. Zwróć czytelniku uwagę, jak bardzo odrażający są dla Niego ci, którzy odciągają od Boga tych, którzy chcą Mu służyć. Sama Bonawentura, jak już wyżej mówiliśmy, była uczciwą kobietą w obyczajach i słowach, ponieważ jednak tę, która pragnęła służyć Bogu, usiłowała pociągnąć ku rzeczom światowym, została ukarana śmiercią. Doznała jednak Bożego miłosierdzia, ponieważ jak to Katarzynie po pewnym czasie było objawione, znalazła się w czyśćcu, gdzie doznała surowych mąk, dzięki jednak modlitwom siostry dostała się do nieba, o czym w tajemnicy dowiedziałem się od Katarzyny.
Po śmierci siostry święta Dziewica jaśniej uświadomiła sobie marność świata i tym goręcej wróciła do uścisków wiecznego Oblubieńca. Równocześnie ubolewała nad sobą i razem z Marią Magdaleną upadłszy do stóp Pana, wylewała obfite łzy i upraszała Jego miłosierdzie. Bez przerwy się modliła, mając przed oczyma swój grzech, by zasłużyć sobie na słowa, które skierował Jezus do Marii Magdaleny: „Odpuszczone są twoje grzechy" (Łk 7,48). Odtąd poczęła żywić do niej szczególną cześć i upodabniać się do niej dla uzyskania odpuszczenia swoich grzechów. Gdy tak wzrastało jej nabożeństwo do św. Magdaleny, stało się, że Oblubieniec dusz świętych i Jego chwalebna Rodzicielka dali ją Katarzynie za mistrzynię i matkę, o czym z pomocą Bożą niżej będzie mowa.
46. Kiedy tak się miały sprawy, odwieczny wróg, czując, że wymyka mu się z rąk zdobycz, którą usiłował dla siebie pozyskać, i widząc, jak Dziewica gorliwie zdąża po ratunek do swego miłosiernego Oblubieńca, zamyślił użyć domowników, by jej w tym przeszkodzili i przez różne przeciwności oraz prześladowania skierowali jej uwagę ku sprawom światowym. Utwierdził rodziców i krewnych w przekonaniu, że koniecznie powinni wydać ją za mąż, ażeby w ten sposób powiększyć familijne związki. Przekonywał, że skoro utracili jedną córkę, to przez drugą powinni stratę wyrównać i w miejsce zmarłej dać żywą. Wszelkimi sposobami nalegał, by znaleźli kandydata na jej męża. Kiedy Katarzyna spostrzegła, co zaczyna się dziać, i z oświecenia Bożego odkryła zasadzki odwiecznego wroga, tym usilniej oddała się modlitwie, medytacji i pokucie, poczęła unikać kontaktów z ludźmi i przez widoczne znaki dawać do zrozumienia, że absolutnie nie ma zamiaru oddawać siebie oblubieńcowi śmiertelnemu, skoro już w dziecięcym wieku obrała sobie z taką radością za Oblubieńca samego nieśmiertelnego Króla wieków.
47. Tą swoją postawą, gestami i słowami dawała Katarzyna do zrozumienia, że żadną miarą nie odstąpi od swego stanowiska. Wobec tego rodzice użyli nowego sposobu, by ją złamać.Poprosili mianowicie pewnego brata z Zakonu Kaznodziejów, który dotąd żyje, jest bliskim przyjacielem rodziny oraz częstym bywalcem ich domu, i mocno kładli mu do serca, by przekonał Katarzynę, że powinna poddać się woli rodziców. Powiedział, że zrobi, co będzie w jego mocy. Kiedy jednak z nią się spotkał i przekonał się ojej świętym postanowieniu, idąc za głosem swojego sumienia dał jej taką zdrową radę: „Skoro zdecydowałaś się służyć wyłącznie Panu, a ci przeciwnicy cię molestują, ukaż im swoje zdecydowane stanowisko, obetnij sobie całkowicie włosy, a wtedy się uspokoją". Przyjęła tę radę jakby głos z nieba i szybko wzięła nożyczki i włosy, które uznała za źródło swego grzechu i które teraz znienawidziła, z przyjemnością sobie obcięła do skóry. Potem nałożyła na głowę kaptur, i zaczęła w nim chodzić wbrew zwyczajowi dziewcząt, ale zgodnie z zaleceniem Apostoła, by kobiety miały głowy zakryte (por. l Kor 11,14). Kiedy Łapa to zauważyła, i pytała o przyczynę, nie otrzymała jasnej odpowiedzi, córka bowiem nie chciała kłamać, ale też mówić prawdy, coś tam tylko zamruczała, ale nie była to odpowiedź. Wtedy matka zbliżyła się do niej, własnymi rękami zerwała kaptur i zobaczyła całkiem gołą głowę. Wtedy z bólem serca, jako że Katarzyna miała piękne włosy, ze szlochem zawołała: „Ach, córko, i coś ty zrobiła?". Córka zaś włożyła kaptur i odeszła. Zbiegli się jednak mąż Łapy i dzieci, zwabieni krzykiem matki. Dowiedziawszy się o przyczynie jej krzyku, oburzyli się na Katarzynę.
48. Wynikła z tego druga wojna, gorsza od pierwszej. Dla Katarzyny przyszło jednak zwycięstwo z nieba, i to pełne do tego stopnia, że to, co wydawało się przeszkodą, stało się cudowną pomocą do tym mocniejszego związania się z Panem. Rodzina jednak już teraz jawnie poczęła ją prześladować słowami i czynnie, lżąc ją i grożąc: „Nędzna kobieto, myślisz, że ujdziesz cało, obcinając sobie włosy, by sprzeciwić się naszej woli? Włosy, wbrew tobie, ci odrosną, a jeśli serce ci zapuka, to znaczy, że potrzeba ci męża. Nie będziesz miała nigdy spokoju, dopóki nie przystaniesz na nasze żądanie". Wydali swego rodzaju wyrok, by Katarzyna nie miała żadnego osobnego pomieszczenia, lecz zawsze zajęta była przy pracach domowych, tak że pozbawiono ją całkiem miejsca i czasu na modlitwę i na kontakt ze swoim Oblubieńcem. By doznała większej wzgardy, zwolniono pomoc kuchenną i na jej miejsce dano Katarzynę, by zajmowała się sprzątaniem. Znosiła codzienne przytyki, codzienne kąśliwe uwagi i codzienne wyrazy lekceważenia, wszystko, co może dokuczyć kobiecemu sercu. Jak się dowiedziałem, rodzice i krewni znaleźli w tym czasie jakiegoś młodzieńca, który ze względu na swoje pochodzenie bardzo im odpowiadał. Zaczęli tym usilniej molestować Katarzynę wszelkimi sposobami, by wyraziła zgodę.
49. Jednak starodawny wąż, który swoimi złośliwymi i podstępnymi sposobami wszystko to inspirował, licząc, że Dziewicę złamią, doprowadził do tego, że dzięki Bożej pomocy, stała się ona jeszcze silniejszą. W niczym nie dała się nagiąć. Za sprawą Ducha Świętego we własnej duszy sporządziła sobie tajemną celkę, której postanowiła nigdy nie opuszczać dla żadnej zewnętrznej pracy. Doszło do tego, że mając poprzednio zewnętrzną celę, w której raz przebywała, a kiedy indziej z niej wychodziła, to teraz tej celi wewnętrznej, której nikt nie był w stanie jej pozbawić, nigdy nie opuszczała. To są te niebieskie zwycięstwa, których nikt nie zdoła odebrać, a które szatana skutecznie obezwładniają. Sama Prawda to potwierdza, mówiąc: „Królestwo Boże pośród was jest" (Łk 17,20). Prorok zaś nas poucza: „Pełna wspaniałości córka króla w komnacie" (Ps 45,14)28. W komnacie naszego wnętrza niewątpliwie mieści się jasny umysł, wolna wola, pamięć; wewnątrz udzielone jest namaszczenie Ducha Świętego, które doskonali powyższą władzę oraz przezwycięża i powala wszelkie zewnętrzne przeciwności. W nas, jeżeli jesteśmy gorliwi, zamieszkuje Gość, który powiedział: „Odwagi! Jam zwyciężył świat" (J 16,33). Pokładając ufność w tym Gościu, święta Dziewica zbudowała sobie celę nie ręką uczynioną, wewnętrzną, przy Jego pomocy, stąd lekkim sercem przyjęła utratę tamtej zewnętrznej. Przypominam sobie, staje mi to teraz jasno w pamięci, że kiedy miałem jakieś zewnętrzne zajęcia, które mnie mocno absorbowały, albo miałem udać się w drogę, święta Dziewica często mnie upominała: „Uczyńcie sobie celę w duszy i nigdy z niej nie wychodźcie". Chociaż wtedy rozumiałem to zbyt powierzchownie, to teraz, kiedy uważniej jej słowa rozważam, czuję się zmuszony zawołać za św. Janem Ewangelistą: „Z początku Jego uczniowie nie zrozumieli tego. Ale gdy Jezus został uwielbiony, wówczas przypomnieli sobie [...]" (J 12,16). Tak przedziwnie zdarza się mnie i innym, którzyśmy mieli z nią kontakt, że bardziej rozumiemy sens wydarzeń i słów z jej życia dzisiaj, niż gdyśmy z nią przebywali.
50. Wracając do właściwego tematu, Katarzyna wyjawiła mi w tajemnicy, gdy ją o to prosiłem, że Duch Święty ukazał jej taki obraz, dzięki któremu mogła zwyciężyć krzywdy i obelgi i wytrwać mimo wszystko. Otóż w swej wyobraźni bardzo wyrazi ście ujrzała rodzonego ojca jako obraz Zbawiciela, Pana naszego Jezusa Chrystusa, swą matkę widziała jako Najświętszą Rodzcielkę Maryję, rodzeństwo zaś i innych z rodziny jako świętych Apostołów i uczniów. Dzięki temu widzeniu Katarzyna z taką radością i taką pilnością poczęła wszystkim usługiwać, że popadli w zdumienie. Inna jeszcze korzyść wynikała z tego obrazu, a mianowicie, że kiedy usługiwała do stołu, myślała o swoim Oblubieńcu i wyobrażała sobie, że to jemu usługuje. A kiedy była w kuchni, to tak jakby była w miejscu najświętszym świątyni, usługując zaś siedzącym przy stole w jadalni, karmiła swoją duszę obecnością Zbawiciela. O głębio bogactw Bożego zamysłu, jak różnymi i cudownymi drogami wybawiasz z każdego ucisku tych, co Tobie ufają, i przeprowadzasz ich między Scyllą i Charybdą do portu wiecznego zbawienia.
51. Gdy to się działo, święta Dziewica wpatrzona stale w nagrodę, którą Duch Święty obiecał jej duszy, już nie cierpiała, ale z radością znosiła wszelkie krzywdy i swój bieg ciągle przyspieszała, by sycić się duchową radością. Ponieważ nie wolno jej było mieć własnej izby, ale miała mieszkać razem z innymi, Katarzyna ze świętą przemyślnością wybrała izbę swego brata Stefana, który nie miał żony ani dzieci, dzięki czemu mogła pod jego nieobecność za dnia samotnie w niej przebywać, a w nocy, gdy on spał, modlić się do woli. Tak więc dniem i nocą szukając i znajdując oblicze swego Oblubieńca, bez przestanku kołatała do drzwi Bożego przybytku. Prosiła zaś Pana nieustannie, by był stróżem jej dziewictwa, śpiewając ze św. Cecylią ten Dawidowy werset. „Niech moje serce będzie bez skazy" (Ps 119,80). I tak w milczeniu i nadziei cudownie się umacniając, im więcej przeciwności ją spotykało, tym większymi darami i wewnętrznymi radościami była napełniona, tak że jej bracia i siostry między sobą mówili: „Zostaliśmy pokonani". Ojciec zaś, najmniej córce przeciwny, w milczeniu przypatrywał się jej zachowaniu, i coraz bardziej się przekonywał, że to Duch Święty nią powoduje, a nie jakieś młodzieńcze kaprysy. To, co podałem w tym rozdziale, zawdzięczam matce Łapie, Lysie, jej bratowej, i innym, którzy wtedy w tym domu mieszkali, także samej Katarzynie, gdy chodzi o sprawy, o których inni wiedzieć nie mogli.
W: Rajmund z Kapui, Żywot..., dz. cyt., Poznań 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz