52. W międzyczasie zdarzyło się pewnego dnia, gdy służebnica Chrystusa goręcej się modliła w celi wspomnianego młodszego brata, a drzwi były otwarte, ponieważ z woli rodziców nie wolno jej było pozostawać przy drzwiach zamkniętych, wszedł tam jej ojciec Jakub, szukając zapewne czegoś pod nieobecność syna, czegoś, co mu było potrzebne. Gdy rozglądał się za poszukiwaną rzeczą, ujrzał córkę, bardziej Bożą niż swoją, klęczącą w kącie i modlącą się, a nad nią małą białą gołębicę, unoszącą się nad jej głową. Kiedy wszedł, uniosła się w górę i wyfrunęła przez okno. Na ten widok zapytał córkę, co to był za gołąb. Ta rzekła, że nie widziała gołębia ani żadnego ptaka. Tym bardziej był zdumiony i chował wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu, rozważając wszystkie te słowa (zob. Łk 2,51).
53. W tym czasie poczęło w sercu Dziewicy dojrzewać pragnienie, które już w jej dzieciństwie się pojawiło, o czym była mowa wyżej, a teraz, gdy toczyła się walka o ustrzeżenie dziewictwa, ono się odnowiło - mianowicie przyjęcia habitu Zakonu Braci Kaznodziejów, którego założycielem, wodzem i ojcem był błogosławiony Dominik. Stąd też dniem i nocą nieustannie się modląc, pukała do Bożych uszu, by Pan zechciał spełnić jej pragnienie. Żywiła także, o czym już była wzmianka, szczególny kult do św. Dominika, tak bardzo i owocnie oddanego dziełu zbawienia dusz. W odpowiedzi na to, Pan, niech Mu będzie najwyższa chwała, widząc jak mądrze i dzielnie Jego wojowniczka walczy na placu boju, i z jaką gorliwością pragnie Mu się podobać, nie mógł dopuścić, by jej pragnienie stało się daremne. W tym celu, by czuła się bardziej bezpieczna w swoim postanowieniu, pocieszył ją takim widzeniem. Otóż zobaczyła we śnie wielu świętych, ojców i założycieli różnych zakonów, a wśród nich błogosławionego Dominika, którego najłatwiej rozpoznała, ponieważ trzymał w ręku lilię białą i bardzo piękną, która jak krzak Mojżesza gorzała, a jednak nie ulegała spaleniu. Kiedy wszyscy po kolei zachęcali ją, by, ku swej większej zasłudze, wybrała jakiś z zakonów, w którym milszą dla Pana będzie jej służba, ta skierowała swoje kroki i oczy ku św. Dominikowi. I wtedy zobaczyła, jak Święty Ojciec wychodzi jej naprzeciw, trzymając w drugiej ręce habit sióstr, zwanych Siostrami od Pokuty św. Dominika, które w Sienie były bardzo liczne. Kiedy się do niej zbliżył, pocieszył ją takimi słowami: „Córko najmilsza, bądź mężnego serca i nie obawiaj się żadnej przeszkody, na pewno przy wdziejesz habit, którego pragniesz". Przyjęła te słowa z niemałą radością, ze łzami dziękowała Najwyższemu, a także św. zapaśnikowi Dominikowi, który ją tak wspaniale pocieszył. Wylewane łzy przywróciły ją do przytomności.
54. Pocieszona i umocniona tą wizją Katarzyna, dotąd ufająca Panu, teraz nabrała odwagi i tego samego dnia, zebrawszy rodziców i rodzeństwo, tak do nich rzekła: „Dotąd w swoich słowach i sposobie traktowania mnie wyraziliście wolę, by mnie wydać za mąż za człowieka, który jest istotą kruchą i śmiertelną, ja zaś, chociaż czułam w sercu odrazę do tego, jak mogliście się o tym sami przekonać, patrząc na moje zachowanie, to jednak przez szacunek, który z woli Bożej należy się rodzicom, nie wypowiedziałam się jasno. Teraz zaś, gdy już nie można dłużej milczeć, bez osłonek i jasno chcę wam odsłonić moje serce i zamiar, jaki nie od teraz, ale od samego dzieciństwa podjęłam i podtrzymuję. Wiedzcie zatem, że już jako dziecko złożyłam ślub dziewictwa i to nie z fantazji dziecinnej, lecz po długotrwałym namyśle i z ważnej przyczyny, ku chwale Zbawiciela świata, Pana mojego Jezusa Chrystusa i Jego chwalebnej Rodzicielki. Obiecałam im, że żadnego innego, jak tylko samego Pana i to na wieki przyjmę za Oblubieńca. I kiedy teraz Pan pozwolił mi osiągnąć wiek dojrzały i pełną świadomość, chcę, byście wiedzieli, że łatwiej kamienie mogłyby zmięknąć, niż żeby moje serce miało odstąpić od tego świętego zamiaru. Dlatego gdybyście chcieli nadal obstawać przy planie, tracilibyście tylko na próżno czas. Radzę wam więc, przestańcie zupełnie myśleć o wydaniu mnie za mąż, bo w tej sprawie absolutnie nie spełnię waszej woli, »trzeba [bowiem] bardziej słuchać Boga niż ludzi« (Dz 5,29). Jeżeli chcecie, bym w takim stanie była u was za służącą, gotowa jestem chętnie, jak potrafię, tę rolę przyjąć. Jeżeli natomiast z tego powodu chcielibyście mnie z domu wypędzić, to i tak serce moje nie odstąpi od podjętej decyzji. Mam Oblubieńca tak bogatego i potężnego, że nie pozwoli, bym zginęła z głodu, ale na pewno zadba, bym miała to, co konieczne do życia".
55. Po tym wszystkim, co Katarzyna powiedziała, wszyscy się popłakali. Na skutek gwałtownych łkań i westchnień nie byli w stanie dać jej odpowiedzi. Zastanawiali się nad jej decyzją, nie śmieli jednak jej się przeciwstawić. Mieli przed sobą dziewczynę dotąd milczącą i skromną, a teraz tak śmiało i logicznie odsłaniającą swoje wnętrze w słowach pełnych mądrości. Wiedzieli także wyraźnie, że ona gotowa jest raczej opuścić dom rodzinny niż złamać swój ślub. Doprowadziła więc do rezygnacji z ich planów. W tym stanie wewnętrznego rozdarcia łatwiej im było płakać, niż odpowiedzieć. Po pewnym jednak czasie, gdy łzy przestały płynąć, ojciec, który Katarzynę darzył szczególną miłością, a także bardziej od pozostałych kochał Boga, przypominając sobie owego gołębia, jak i inne wydarzenia z jej życia, podziwiane i dobrze zapamiętane, taką, jak wieść niesie, dał jej odpowiedź: „Najdroższa córko, dalekie jest od nas, byśmy mieli sprzeciwiać się woli Bożej, od której, jak widzimy, pochodzi twój święty zamiar, i nie chcemy w żaden sposób sprzeciwiać się jemu. Na podstawie długiej obserwacji przekonaliśmy się i teraz z pewnością wiemy, że nie kierowałaś się młodzieńczym kaprysem, lecz Bożą miłością, więc spełnij twój ślub według swej woli. Zrób tak, jak Duch Święty ci wskaże. Nie możemy dłużej odciągać cię od twoich świętych czynów i w najmniejszym stopniu przeszkadzać w spełnianiu cnotliwych praktyk. Wstawiaj się jednak ciągle za nami, abyśmy się stali godnymi obietnic twojego Oblubieńca, którego wybrałaś sobie z Jego łaski. I zwracając się do żony i dzieci, powiedział: „Niech już nikt nie naprzykrza się mojej umiłowanej córce, niech nikt w żaden sposób nie stoi jej na przeszkodzie. Pozwólcie jej swobodnie służyć swemu Oblubieńcowi i prosić Go za nas nieustannie. Nie znajdziemy lepszej partii dla niej, więc nie ubolewajmy, jeśli w miejsce śmiertelnego człowieka dostaliśmy Boga i człowieka nieśmiertelnego". Po tym wszystkim, chociaż przy wtórze wzdychań niektórych członków rodziny, zwłaszcza matki, która córkę kochała zbyt uczuciową miłością, święta Dziewica, radując się w Panu, dziękowała swemu zwycięskiemu Oblubieńcowi, który doprowadził ją do triumfu. Dziękowała także rodzicom, jak potrafiła najpokorniej. Całym sercem się otwarła na używanie tej wolności, jaka stała się jej udziałem z wielką dla niej korzyścią. Na tym kończymy ten rozdział.
56. Dowiedz się jeszcze czytelniku, że o gołębiu widzianym przez ojca nie dowiedziałem się od niego, bo on już zmarł, kiedy ja po raz pierwszy miałem szczęście spotkać świętą Dziewicę. Dowiedziałem się natomiast od wielu krewnych, którzy w jej domu mieszkali i słyszeli o tym od Jakuba. Mówili, że on to częściej widział. Stąd też miał dla córki wielki szacunek i zabraniał sprawiać jej przykrość. Mówiłem o tym dość powściągliwie, by w swych wypowiedziach ustrzec się fałszu. Gdy chodzi o wizję św. Dominika, słyszałem to od niej samej. Mówił mi o tym także jej poprzedni spowiednik. Gdy natomiast chodzi o ostatnie słowa skierowane do rodziców i rodzeństwa, to mi je sama dokładnie przekazała, kiedy ją pytałem o to, jak zniosła czas prześladowań.
w: Rajmund z Kapui, Żywot..., dz. cyt., Poznań 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz