57. Otrzymawszy więc tak długo wyczekiwaną pełną wolność służenia Bogu, Dziewica całkowicie swoje życie oddała już tylko Jemu samemu. Prosiła i otrzymała maleńką celkę, oddzieloną od innych pomieszczeń, w której jak na pustyni mogła poświęcać do woli swój czas Bogu i umartwiać swoje ciało. O tym, z jaką surowością to czyniła i z jaką miłością szukała oblicza swego Oblubieńca, żaden język nie zdoła wyrazić. Ponieważ jednak obecnie nadarza się okazja, by zatrzymać się przy jej niesłychanych umartwieniach, będzie słuszną rzeczą, drogi czytelniku, odstąpić od kolejności w temacie i w krótkości tę rzecz przedstawić. Czynię to w tym celu, abyś zanim obejdziesz cały wiry darz jej świętego życia, mógł zakosztować coś z owoców wczesnych i późnych. Z tego jednak powodu nie pozbawię cię oglądania poszczególnych rodzajów tych owoców, gdy porządek tematów będzie tego wymagał, jeśli Bóg najwyższy pozwoli. Chodzi także o to, byś przypatrując się owocom jej cnót, był lepiej przygotowany do tego, o czym potem szerzej będzie mowa. Dowiedz się więc, że w tej jej celce wskrzeszone zostały najdawniejsze czyny świętych ojców egipskich, i to bez ustnego pouczenia w ojcowskim domu, bez przykładu, zachęty. Zaczniemy od wstrzemięźliwości od pokarmów i napojów.
58. Już od dzieciństwa rzadko spożywała mięso, o czym już wspomnieliśmy, teraz jednak całkiem z niego zrezygnowała, i do tego stopnia do tego nawykła, że jak mi się przyznała, samego jego zapachu znieść nie mogła, przyprawiał ją o torsje. I by cię to nie dziwiło, miły czytelniku, to wiedz, że kiedy raz znalazłem ją bardzo osłabioną, ponieważ nie spożyła nic z tego, co służy do wzmocnienia sił, ani z pokarmów, ani napojów, pomyślałem, że dobrze będzie jeśli do zimnej wody, którą piła, włożę nieco cukru, by chociaż trochę wzmocnić jej siły fizyczne. Gdy jej to powiedziałem, zwróciła się do mnie i rzekła: „Chcecie, jak widzę tę trochę życia, jakie mi zostało, całkiem zniszczyć". Kiedy zapytałem, co chce przez to powiedzieć, wymiarkowałem z jej słów, że tak się przyzwyczaiła, jak już wspomniano, do prostych pokarmów i gorzkich napojów, że wszystko, co słodkie, wywoływało u niej wymioty.
To samo dotyczy potraw mięsnych. Wino zaczęła pić, kiedy otrzymała celę, nie miało ono jednak ani smaku, ani zapachu wina, jedynie kolorem wino przypominało. W piętnastym roku życia z wina całkiem zrezygnowała i używała tylko zimnej wody. Od potraw gotowanych powoli się odzwyczajała, tak że w krótkim czasie zredukowała swoje pożywienie do chleba i surowych jarzyn, by w końcu w wieku dwudziestu lat, jeśli się nie mylę, zrezygnować nawet z chleba i poprzestać tylko na jarzynach.
59. Doszło do tego, że nie z przyzwyczajenia, nie z natury (jak o tym niżej z Bożą pomocą będzie mowa), ale z Bożej cudownej interwencji została wyniesiona tak wysoko, chociaż jej ciało podległe było różnym słabościom i mimo że podejmowała różne wyczerpujące prace, nie zapadła na suchoty, żołądek pracował normalnie, jej siły fizyczne nie doznawały uszczerbku na skutek ograniczeń w jedzeniu i piciu. Rzec więc można (jak nieraz mówiłem), że całe jej życie było cudem. Nie mogła tu działać żadna siła naturalna, co mogłem sam stwierdzić, i w czym mnie utwierdzali lekarze, do których ją posłałem. O tym jednak szerzej będę jeszcze mówił, jeśli Bóg pozwoli. Chcę ci tylko, czytelniku, by zamknąć temat o ograniczeniu w pokarmach, powiedzieć, że w czasie, gdy mi dane było być samemu świadkiem, żyła bez żadnego pokarmu i napoju; i nie wsparta żadna naturalną mocą znosiła zawsze z radością na twarzy cierpienia i trudy, jakich inni by nie udźwignęli.
60. Nie myśl, że zdołała dojść do tego stanu dzięki naturalnym wysiłkom, ćwiczeniom czy przyzwyczajeniu. Nie sądź także, że ktokolwiek mógłby do tego dojść przez naśladowanie. Ponieważ są to rzeczy nadzwyczajne, wobec tego źródła należy szukać raczej w pełności ducha, niż w ćwiczeniach i przyzwyczajeniu się do ograniczenia w pokarmach. Ponieważ duch swoją pełnością oddziałuje na ciało, to gdy ono nim się karmi, łatwiej zniesie udręki postu. Czy chrześcijanin może co do tego mieć jakieś wątpliwości? Czy święci Męczennicy tak głodu, jak i innych cierpień ciała nie znosili z uśmiechem, chociaż one wykraczały ponad ludzką wytrzymałość? Skąd się to brało, jak nie z pełności ducha? Ja sam tego doświadczyłem, a myślę, że i każdy może tego doświadczyć, że ludziom, kiedy oddają się Bogu, łatwiej pościć, kiedy natomiast wrócą do zwyczajnych zajęć, to im jest trudno albo może całkiem niemożliwe zachowywać post jak przedtem. Skąd by się to wzięło, jak nie stąd, że pełnia ducha umacnia ciało hypostatycznie z nim złączone? A chociaż dar jest ponad naturą, to w sposób naturalny ciało duchowi, a duch ciału udzielają sobie nawzajem dobra i zła. Nie przeczę jednak, że z natury rzeczy jednemu łatwiej pościć niż drugiemu i odwrotnie, jednakże post doskonały i przez długi czas nie jest możliwy w oparciu jedynie o siły naturalne. To tyle na teraz, co na sposób epilogu chciałem powiedzieć. Nie myśl jednak czytelniku, że tylko w taki sposób ta święta Dziewica umartwiała swoje ciało, dlatego zwróć pilną uwagę na to, co następuje.
61. Sporządziła sobie łóżko na sposób ławy z drewnianych deseczek bez żadnych dodatków. Na nim rozmyślała, siedząc albo leżąc. Na noc nie zdejmowała sukni, układając się do snu. Wewnątrz i zewnątrz używała szat z wełny. Niekiedy wkładała włosiennicę. Ponieważ dbała o czystość wewnętrzną, więc i na zewnątrz była czyta. Niekiedy włosiennicę zamieniała na łańcuszek. Miała zaś łańcuszek żelazny, opasujący jej biodra, taki, że wpijał się w ciało i powodował martwicę skóry, jak mi o tym mówiły jej duchowe córki i towarzyszki, które na skutek nadmiernych potów, towarzyszących jej ciągłym chorobom, były zmuszone zmieniać często jej pościel. Pod koniec jej życia, kiedy wzmagały się choroby, widziałem konieczność nakazać jej w imię posłuszeństwa, by zdjęła łańcuszek, co też uczyniła, choć niechętnie. Wigilię na początku przeciągała aż do jutrzni, o czym szerzej powiemy z Bożą pomocą. Powoli udało się jej tak ograniczyć sen, że w czasie dwu dni poświęcała mu zaledwie pół godziny. Niechętnie jednak mu się poddawała, chyba że ją do tego zmuszały słabości ciała. Powiedziała mi kiedyś, że w żadnej wojnie zwycięstwo tyle jej nie kosztowało, co w wojnie ze snem. Tu najwięcej miała trudności.
62. W czasie, kiedy ją znałem, nie mam tu żadnej wątpliwości, że gdyby miała pojętnych słuchaczy, to sto dni i tyleż nocy bez pokarmu i napoju rozprawiałaby z nimi o Panu Bogu. Nie zmęczyłaby się przy tym, owszem, to by ją rozpalało i czyniło młodszą. Wielekroć mi wyjawiała, że w swoim życiu nie doświadczyła większej satysfakcji jak wtedy, gdy mogła z inteligentnymi ludźmi rozmawiać o Panu Bogu czy samej przemawiać, o czym myśmy sami mieli okazję się przekonać. Bardzo wyraźnie widać było, że kiedy miała możliwość mówienia o Bogu i wyjawiania tego, co nosiła w sercu, stawała się jakby młodszą, silniejszą i radośniejszą, kiedy natomiast odmówiono jej takiej możliwości, stawała się przygnębiona i bez życia. To, co teraz napiszę, niech będzie ku chwale Pana Jezusa Chrystusa i ku mojemu zawstydzeniu. Często rozmawiała ze mną o Bogu i Jego wielkich tajemnicach w sposób bardzo głęboki i gdy rozmowa się przeciągała, ja już nie umiałem podążyć za jej myślą, brała górę ociężałość ciała i zmagał mnie sen. Natomiast ona tak zaabsorbowana była Bogiem, że kontynuowała temat, dopóki nie spostrzegła, że ja śpię. Wtedy głośno mnie budziła, wołając: „Dlaczego dla snu narażacie dobro swej duszy? Czy ja słowa Boże kieruję do was, czy do ściany?".
63. Poza tym pragnąc naśladować przykład św. Dominika, który jej się ukazał, przy pomocy żelaznego łańcucha zadawała sobie każdego dnia trzy dyscypliny: jedną za siebie, drugą za żywych, trzecią za umarłych. Tak właśnie czytamy w legendzie o św. Dominiku, że to robił. Naśladowała go w tym przez długi czas, gdy jednak osłabiły ją różne choroby, zaprzestała. Kiedy w tajemnicy ją pytałem, jak długo trwało takie biczowanie, zawstydzona odpowiedziała, że półtorej godziny i że nigdy albo bardzo rzadko dochodziło do tego, by krew z jej ramion spływała po szkaplerzu do jej stóp. Możesz rozważyć, czytelniku, jakiej doskonałości musiała być to dusza, która trzykrotnie na dzień siekła swoje bciało do krwi, by ją wylać za krew Zbawiciela, i jak wielkiej była cnoty, skoro to czyniła w rodzinnym domu, bez pouczenia nikogo spośród żyjących, bez przewodnika, bez przykładu.
64. Czytaj żywoty świętych, badaj życie ojców egipskich, pouczenia z pism świętych, a nie znajdziesz niczego podobnego. O św. Pawle, pierwszym pustelniku, dowiesz się, że żył długo sam na pustyni, ale że kruk przynosił mu codziennie pół bochenka chleba. Przeczytasz o sławnym Antonim, że uprawiał surowości, podejmując praktyki pokutne, jak i odmawiając sobie wielu rzeczy, ale także, że udawał się do różnych pustelników i u każdego zbierał kwiaty przykładów cnót. Święty Hieronim podaje, że Hilarion jako chłopiec udał się do Antoniego i prosił go o pouczenie i w życiu pustelniczym, i pod jego okiem odniósł zwycięstwo w walce. Podobnie Makary, Arseniusz i inni, których za długo byłoby wyliczać, wszyscy oni mieli jednego lub więcej mistrzów i nauczycieli, którzy słowem i przykładem prowadzili ich po Pańskiej drodze, i to zawsze na pustyni czy w klasztorach, gdzie prowadzono życie uporządkowane w oparciu o regułę. Ta zaś prawdziwa córka Abrahama, jak widzisz czytelniku, nie w klasztorze, nie na pustyni, ale we własnym, rodzicielskim domu i to bez żadnego przykładu i pomocy ze strony ludzkiej, i co gorsza przy wielu przeszkodach, jakie pociąga za sobą życie rodzinne, osiągnęła we wstrzemięźliwości tak wysoki stopień doskonałości, jakiego żaden z nich osiągnąć nie potrafił. Cóż na to powiemy? Posłuchaj, proszę, jeszcze chwilę. Mojżesz dwa razy, a Eliasz jeden raz podejmowali czterdziestodniowy post, wstrzymując się od pokarmu i napoju. Pismo Święte wspomina, że i Zbawiciel podjął taki post, czytamy o tym w Ewangelii. Jednakże nie słyszeliśmy o poście trwającym latami. Jan Chrzciciel chociaż z Bożego natchnienia udał się na pustynię i tam mieszkał, to przecież, jak czytamy, spożywał miód leśny, szarańczę i korzonki ziół. Żeby zaś uprawiał post doskonały, nie ma mowy. Wiem tylko o Magdalenie (nie z Pisma, lecz z historii i odnalezionej jej groty), że przebywając tam przez trzydzieści trzy lata, taki post zachowywała. Z tego też powodu sądzę, że sam Pan i Jego chwalebna Rodzicielka dali Katarzynie Magdalenę za mistrzynię i matkę. Będzie o tym niżej mowa, jeśli Bóg pozwoli. I cóż my na to? Nic nie przeszkadza, by łaskę udzielona Katarzynie uznać za wyjątkową i nieudzieloną dotąd nikomu. Będzie jeszcze o tym szerzej mowa.
65. Nie chciałbym, drogi czytelniku, byś mając przed oczyma to, co wyżej napisałem, podejrzewał mnie, że chcę tę Dziewicę w jej świętości wynieść ponad wszystkich wyżej wspomnianych świętych, czy w ogóle robić tu jakieś, w mojej ocenie niestosowne, porównania. Nie jestem, dobry czytelniku, na tyle nierozsądny. Wymieniłem przecież wśród świętych Zbawiciela, i uważam, że stawiać z Nim w równym rzędzie jakiegokolwiek świętego byłoby bluźnierstwem. Innych zaś świętych, których wymieniłem z imienia, nie dlatego przytoczyłem, by robić porównanie, lecz po to, byś mógł sobie uświadomić, jak wielka jest wspaniałomyślność naszego Boga, który w swojej niewyczerpanej hojności nie zaprzestaje codziennie wynajdywać nowe dary łaski, którymi udoskonala i ozdabia swoich świętych. Po drugie, byś zwrócił uwagę na wyjątkową wielkość tej Dziewicy, wiesz bowiem, że o każdym świętym zgodnie z prawdą śpiewa Kościół: „W chwale nikt mu nie dorównał" (Syr 44,19). Pochodzi to z ogromnej potęgi i hojności Boga, który uświęca, i który każdego ze świętych przyozdabia jakimś szczególnym darem chwały.
66. By jednak od naszego tematu zbytnio się nie oddalić, już z tego, co było powiedziane, może każdy wywnioskować, jak bardzo wychudzone musiało być ciało Katarzyny, skoro tyloma i tak wielkimi surowościami ciągle je ujarzmiała i poddawała w niewolę ducha. Opowiadała mi kiedyś jej matka, która jeszcze żyje, że zanim córka zaczęła stosować swoje umartwienia, była fizycznie tak żywotna i silna, że ciężar złożony na grzbiecie osła doniesiony do drzwi domu brała na swoje ramiona z łatwością i niosła przez dwie długie klatki schodowe o wielu stopniach do górnej części domu. Była, jak twierdzi, we wszystkich członkach swojego ciała dwa razy tęższa, niż potem, gdy miała dwadzieścia osiem lat. Nie dziwota, że tak bardzo zeszczuplała, a może raczej należy się dziwić, że jeżeli nie wycieńczyła się na śmierć, to przypisać to można tylko cudowi. Z czasów, kiedy ją znałem, każdy mógł stwierdzić, że mimo szczupłości była pełna wigoru, a szczupła, bo kiedy duch rośnie, ciało z konieczności się kurczy, zwyciężone przez ducha. Niezależnie od tego, zawsze z energią pracowała, zwłaszcza dla zbawienia dusz, chociaż nachodziły ją różne choroby. To była jakby inna Katarzyna: ciało wycieńczone cierpiało, ale duch był czynny i on od wewnątrz jędrny i krzepki podtrzymywał i umacniał jej słabe ciało.
67. Wracając do porządku wydarzeń, to znaczy do momentu, kiedy Katarzyna otrzymała z powrotem izbę, i mogła spotykać się z Oblubieńcem, wąż starodawny chociaż pokonany, nie zaprzestał jej znów molestować. Przypuścił atak do córy Ewy, to znaczy Lapy, matki Katarzyny, która w imię cielesnej miłości, zwróconej bardziej ku ciału niż ku duszy, usiłowała przeszkodzić córce w jej umartwieniach. Kiedy bowiem wyczuła, że córka biczuje się żelaznym łańcuchem, zawołała z płaczem i szlochem: „Ach córko, ja ciebie martwą widzę, ty siebie na pewno zabijesz. Biada mi! Któż to mi córkę zabrał? Kto mi zadał tyle zła?". Te i tym podobne słowa wypowiadała owa staruszka, a do słów dodawała szlochy, a niekiedy i wybuchy złości. Kaleczyła się i rwała sobie włosy, jakby już widziała Katarzynę na marach. Swoimi krzykami poruszała nieraz sąsiadów, którzy się zbiegali, by zobaczyć, czy coś złego nie przydarzyło się staruszce Lapie.
68. Kiedy spostrzegła, że córka śpi na gołych deskach, siłą zaciągnęła ją do swego pokoju i kazała jej się położyć w swoim łóżku. Ta upadła na kolana przed matką, łagodnie i z pokorą jęła ją prosić, by zaprzestała gniewu, bo ona spełni jej życzenie i będzie z nią razem spała. Ułożyła się w końcu do łóżka, ale skoro matka usnęła, po cichu wstała i wróciła do swojego sposobu spania. Taka praktyka jednak na długo nie mogła się przed matką ukryć. Wróg rodzaju ludzkiego, który z zawiścią patrzył na wszystko to, co Katarzyna czyniła, dał znać o sobie. Jednakże ona wpadła na sprytny pomysł. By dłużej matki nie drażnić, zabierała z sobą do spania jedną lub dwie deszczułki, dyskretnie kładła pod prześcieradło, by leżąc w łóżku, odczuwać twardość, do której przywykła. I tak nie zmieniła obranej praktyki. Po jakimś czasie matka i to odkryła. Powiedziała wtedy: „Widzę, że na próżno się trudzę. Nie odstępujesz od swoich praktyk. Lepiej dla mnie zejść z tego świata z otwartymi oczami. Śpij, jak ci się podoba". Ta jej widoczna słabość pozwoliła jej już odtąd żyć według natchnień Wszechmogącego. Na tym kończę ten rozdział. To, co było w nim zawarte, zawdzięczam samej Dziewicy: jej posty, inne surowości, ich kolejność. O pewnych rzeczach mówiła mi matka Lapa, a także kobiety, które w tym domu bywały. Niektórych sam byłem świadkiem, szczególnie gdy chodzi o posty.
W: Rajmund z Kapui, Żywot..., dz. cyt., Poznań 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz