Wraz z objawieniem mostu, Katarzyna otrzymuje zaproszenie do wejścia na ten most po schodach. Ten most wypełnia przestrzeń z nieba do ziemi na mocy zjednoczenia, jakiego dokonałem w człowieku ulepionym z gliny. Most spuszczony jest z góry i wychodzi się po nim z dołu. W jaki sposób? Chrystus mówi o sobie samym: A Ja, gdy zostanę nad ziemię podwyższony, przyciągnę wszystkich do siebie (J 12,32): nic bardziej nie przyciąga jak miłość.
Ten most, którym jest mój Syn, ma trzy stopnie... W tych trzech stopniach rozpoznasz trzy stany duszy.
Ukrzyżowane stopy
Pierwszym stopniem są stopy, które oznaczają pragnienie: bo jak stopy noszą ciało, tak pragnienie unosi duszę. Stopy przybite do krzyża służą ci za stopień, żebyś mogła wspiąć się do boku, który objawia ci tajemnicę serca. Bo, jak tylko podniosłaś się na stopach pragnienia, dusza zaczyna odczuwać pragnienie serca, wpatrując się okiem swego intelektu w otwarte Serce mego Syna. Tam odnajduje doskonałą i niewysłowioną miłość... Więc dusza napełnia się miłością widząc, jak bardzo jest kochana (D 26).
Na pierwszym stopniu dusza ogołaca się ze swych nieuporządkowanych uczuć, aby skierować swe pragnienie na Chrystusa. Na drugim — przyobleka się w miłość, której sekret odnalazła w boku Chrystusa. Tam serce się upaja do tego stopnia, że widzi siebie, jak upojonego winem (L 75). Całkowite zapomnienie o sobie samym prowadzi do następnego etapu.
Po przejściu drugiego stopnia, dusza wznosi się do trzeciego, czyli do ust, gdzie znajduje pokój po wielkiej bitwie, jaką stoczyła z powodu jej własnych grzechów... Most ma więc trzy stopnie i trzeba przejść dwa pierwsze, aby dojść do ostatniego. Znajduje się on tak wysoko, że nie dosięgają go wody, nie ma więc na nim żadnej plamy grzechu (D 26).
Te trzy stopnie są odpowiednikami etapów życia duchowego, które tradycja nazywa: oczyszczeniem, oświeceniem i zjednoczeniem z Bogiem.
Przebity bok: w nim dostrzegasz tajemnicę
Jakiż to widok, pisze Katarzyna do brata Mikołaja, ten ogrom miłości, która złożyła siebie samego w ofierze i która uczyniła z siebie, czyli ze swego własnego ciała drabinę, aby wyciągnąć nas z drogi trudów i dać nam odpocznienie! Och, drogi synu! Któż mógłby wątpić w to, że początek tej drogi nie jest bardzo trudny! Ale, jak tylko człowiek doszedł do stóp miłości... wszelka gorycz staje się słodyczą. Taką regułę (Bóg) przekazał raz tylko jednej ze swych służebnic (Katarzynie), kiedy powiedział: Wznieś się, moja córko, wznieś się ponad samą siebie, unieś się na Mnie. To po to, abyś mogła się unieść uczyniłem dla ciebie z mego ciała drabinę, kiedy przybito Mnie do krzyża. Staraj się wznieść najpierw na moje stopy, to znaczy na uczucia i na pragnienie Mnie... W ten sposób zaczniesz poznawać samą siebie. Potem dojdziesz do mojego otwartego boku, którego rana pokaże ci moją tajemnicę, to wszystko, co uczyniłem, uczyniłem, by rozkochać twoje serce; aby twoja dusza upoiła się z miłości (L 64).
Pewnego dnia Katarzyna zapytała Chrystusa, dlaczego pozwolił, by przebito Mu bok, chociaż był już martwy. Pan odpowiedział jej — po to, abyśmy mogli zobaczyć tajemnicę serca, bo cierpienie trwa tylko jakiś czas, a jego miłość nigdy się nie kończy. Chciałem więc objawić wam tajemnicę serca, otwierając je przed wami, abyście widzieli, że kochałem was więcej niż mogłem wam pokazać przez cierpienie skończone (D 75). Ten otwarty bok, w którym istota ludzka jest oczekiwana, aby zostać w nim otoczona czułością, opisany jest jako pokój nowożeńców. Jest w tej kontemplacji pewne crescendo, które prowadzi nas z zewnątrz do wewnątrz. Chrystus przyciąga nie tylko do Siebie, ale i wciąga w Siebie: to przyciąganie jest zachwytem.
Wspaniała symbolika: Bóg zamknął bok Adama po wyciągnięciu z niego Ewy, jako kości z jego kości i ciała z jego ciała, podczas gdy Katarzyna widzi bok Chrystusa zawsze otwarty, aby ludzkość mogła weń wejść, oczyścić się w nim ze zniewag, nakarmić się w nim i zjednoczyć się z boskością. Ogień wzmagał się we mnie i trwałam w podziwie. Widziałam, jak chrześcijanie i niewierzący wchodzili w otwarty bok ukrzyżowanego Jezusa. Pragnienie i żarliwa miłość popychały mnie do tego, by iść razem z nimi i wejść w Chrystusa (L 133).
„Pocałunek jego ust” (Pnp 1,2)
Pokój, który Chrystus ofiaruje na krzyżu, trwa nawet wśród rozpaczy i obelg: Utrapienia na próżno spadały na duszę, która nawet ich nie dostrzegła. Jeśli żyje w dobrobycie, nie przywiązuje się do niego w sposób nieuporządkowany, ponieważ została ogołocona z samej siebie na pierwszym stopniu. To jest miejsce, w którym się jednoczy i upodabnia do Jezusa ukrzyżowanego (L 75). Tam kosztuje ona takiego odpoczynku i takiej szczęśliwości, że będąc tak wysoko, żadna gorycz nie może nas dosięgnąć (L 74).
Czyżby ten pokój był ucieczką od świata? Czymś w rodzaju środka uspokajającego, aby złagodzić otrzymane ciosy? Zanim zbliży się do ust Chrystusa Katarzyna zwraca uwagę na trzy momenty:
— Najpierw, Chrystus woła Pragnę. To pragnienie naszego zbawienia sprawia Mu cierpienie ponad wszelkie inne. Ono jest nieskończone, podczas gdy cierpienie ciała jest skończone (L 8).
Jak możemy ugasić Jego pragnienie? Oddając Mu miłość za miłość: służąc bliźniemu aż do zmierzenia się ze śmiercią, jeśli zaistnieje taka konieczność.
Kiedy dajemy mu żółć i ocet? Za każdym razem, kiedy oddajemy się miłości własnej, zaniedbaniu..., kiedy czuwamy i modlimy się mało, kiedy nie jesteśmy złaknieni chwały Boga i zbawienia dusz (L 8).
— A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: „Wykonało się!” I skłoniwszy głowę oddał ducha (J 19,30). Wykonało się. Duch pokoju, który z tego pochodzi przekazany jest ludziom. Podziwiajcie tę cierpliwość! Nie słucha obelg, którymi obrzucają Go wiszącego na krzyżu. Kiedy słyszy wołania Żydów, którzy z jednej strony wrzeszczą: „Ukrzyżuj Go! , a z drugiej: „Zejdź z Krzyża!”, mówi jedynie: „Ojcze, wybacz im”. Trwa nieporuszony aż do końca i woła z wielką radością: „Consummatum est!” Można byłoby sądzić, że były to słowa smutku, a były to przecież.... słowa radości (L 101). Chrystus tak bardzo pragnął naszego zbawienia, że raduje się podczas wypełnienia Jego misji. Prawdziwy pokój spotyka się z radością Sługi.
Ojcze, w Twoje ręce... Przyjęcie tych ostatnich słów z ust Chrystusa sprawia, że komunikujemy z zawierzeniem synowskim, do którego zawsze dążył. Pokój sprawia, że żyjemy w pokorze całkowitego oddania siebie Bogu.
* * *
Pierwszy stopień jest przedpokojem, w którym ściągasz z siebie grzech i własną wolę, aby pragnąć już tylko Chrystusa.
Drugi jest pokojem nowożeńców, w którym przyoblekasz się w strój weselny boskiej miłości; porwany tym, że jesteś tak bardzo kochany, pozwalasz się trawić temu ogniowi do tego stopnia, że sam płoniesz tą samą miłością.
Trzeci jest łożem pokoju, na którym dusza odpoczywa (L 74), miejscem, w którym zawierzasz się Bogu całkowicie w pokoju posłuszeństwa, bo już nie należysz do samej siebie. Pokój, jaki dostarcza ci to zjednoczenie, nie jest chwilową iluzją duchowej satysfakcji czy lenistwa apostolskiego. Komunia z Chrystusem na krzyżu uwalnia od lęku o utratę własnego życia albo jakiejkolwiek korzyści. Przyprawia serce do walki. Żadna gorycz, żaden smutek, żadne wyrzeczenie nie mogą zasmucić tego, który otrzymał ten „pocałunek” pokoju. Posiada najwyższą radość... ponieważ w Bogu, który jest najwyższą radością, nie ma ani smutku ani goryczy (L 107).
Takie zjednoczenie zmienia nie tylko naszą istotę i nasze zachowanie, ale także bieg historii: stosunek człowieka do człowieka, człowieka do Boga, ich odniesienie do rzeczy i całego stworzenia. Serce człowieka uniesione pragnieniem miłości, porwane jest wraz z wszystkimi władzami duszy: pamięcią, umysłem i wolą. Tak oto zestrojone i zgromadzone w Moim Imieniu, wszystkie jej uczynki materialne i duchowe przyciągnięte są i zjednoczone ze Mną pragnieniem miłości... ponieważ tak wysoko doszedł, aby podążać za miłością ukrzyżowaną. Widzisz więc, jeśli człowiek jest przyciągnięty, wszystko inne jes przyciągnięte, ponieważ wszystko zostało dla niego stworzone. Trzeba było, aby most był wywyższony i miał stopnie, aby łatwiej można było wspiąć się po nim (D 26).
Źródło: Chantal van der Plancke, André Knockaert, Rekolekcje z ... Święta Katarzyna ze Sieny, Wydawnictwo M, Kraków 1997.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz